poniedziałek, 29 kwietnia 2013

The End :/

Wybaczcie, ale muszę niestety zawiesić tego bloga. :( Klaudia, Niewidzialna, tak wiem, że mnie zabijecie...
Smutno mi z tego powodu, bo dużo już osiągnęłam, ale to po prostu nie jest to, co chcę robić. Fajnie, że spróbowałam, ale to nie jest ani moja pasja, ani zainteresowanie, po prostu sposób na nudę w wolnych chwilach. Niestety tych wolnych chwil mam teraz coraz mniej, a w następnym roku, prawdopodobnie nie będę ich miała wcale... mama wymyśliła mi już mase zajęć dodatkowych, no ale nie o tym mowa. W każdym razie, blog nie znika z sieci, być może w wakacje zacznę znowu pisać.
Żegnam i biegnę do schronu, bo Niewidzialna akurat niewiele mi zrobi, no bo przecież nie wie, gdzie mieszkam, ale Klaudii akurat się boję.
Pozdrawiam cię, Klaudia! :)
I przepraszam was jeszcze raz, mam nadzieję, że mimo to, pozostaniemy w kontakcie, a Klaudia nie zastosuje przeciwko mnie swojej tajnej broni, w postaci swojego palca. :P

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 5

O bosz... w końcu udało mi się napisać rozdział... jest bardzo krótki, wiem. to ciąg dalszy rozdziału 4, z 4 września (według kalendarza w powieści oczywiście :P) mimo, że większą część niego stanowią cytaty z "Błękitu Szafiru" (dokładne strony i wersy podam na końcu) i tak pisałam go najdłużej ze wszystkch. chyba mam po prostu blokadę, bo nie mogłam nic wymyślić. w następnych rozdziałach też możliwe, że będę posiłkowała się cytatami z książek, dopóki mój zastój nie minie... wolę jednak dodać rozdziały, w których uczestniczyła najczęściej pani Gier, bo to ona jest autorką Tryloggi Czasu, serii, z której pochodzą cytaty i chyba jednej z najromantyczniejszych serii książek, jakie czytałm. Pisałam już o tej serii chyba kilka razy, a na moim drugim blogu możecie spodziewać się, w najbliższym czasie jakiejś recenzji. tak więc już, bez dalszych wstępów, zapraszam do czytania:

-------------------------------------------------

4 września, czwartek Cd.
Długo nie odrywaliśmy się od się od siebie. W końcu jakaś część mojej podświadomości zaczęła myśleć logicznie: „Co ty robisz do cholery?! Znasz gościa 4 dni i się z nim całujesz?!” ale druga mówiła: „Przecież nie 4 dni, tylko 12 lat!”
„Ale przez 10 lat go nie widziałaś!”
„Co z tego, i tak znam go najlepiej z całej szkoły!”
„Ale może byś jeszcze poczekała, tak z miesiąc, albo 2?”
„Po co? Źle nie jest! Chłopak nieźle całuje…”
„Ogarnij się! Musisz go odepchnąć. Nie możesz się tak oddawać!”
Walczyły we mnie dwie strony. W końcu ta „bardziej logiczna” strona wygrała. Delikatnie odsunęłam się od Austina. Blondyn uśmiechnął się do mnie i spojrzał mi w oczy. W tej chwili cały mój plan, polegający na racjonalnym wytłumaczeniu chłopakowi, dlaczego nie powinniśmy się całować, legł w gruzach. Jak można mieć tak zajebiste oczy?! Nie mogłam wykrztusić słowa, mogłam tylko wpatrywać się w tego chłopaka.
„Mogłam dokonać analitycznego porównania tego pocałunku z innymi, które przeżyłam wcześniej, oraz określić, dlaczego (...) [Austin] całował o niebo lepiej.”*
- Już późno. – mruknął Austin i spojrzał na zegarek. „Wytrącona z równowagi wpatrywałam się w niego. (…) Czyżby to miało znaczyć, że chce nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego? Po pocałunku (właściwie lepiej przed, ale na to było już za późno) należałoby jeszcze może wyjaśnić parę podstawowych kwestii, prawda? Czy ten pocałunek był swego rodzaju wyznaniem miłości? Może ja i (…) [Austin] byliśmy teraz nawet parą. Czy tylko trochę się pomizialiśmy, bo akurat nie mieliśmy nic lepszego do roboty? (…) Wolałabym odgryźć sobie język, niż zadać jedno z tych pytań, które przemknęły mi przez głowę.”** 
 „Tak wiele się zdarzyło, a ja miałam tak mało czasu, żeby się nad tym zastanowić, że głowa wprost pękała mi od natłoku informacji i wrażeń. Gdybym była postacią z  kreskówki, unosiłby się nade mną dymek z gigantycznym znakiem zapytania. I może jeszcze parę trupich czaszek."***

W tym momencie usłyszałam zbawienne trąbienie samochodu, które wybawiło mnie od mówienia czegokolwiek . To tata podjechał po mnie, tak jak obiecał.
„Spróbowałam zebrać się w sobie. Jeśli (...) [Austin] chce nad tym przejść do porządku dziennego – proszę bardzo, ja też tak mogę. ”****
- Chodźmy już. – powiedziałam. – muszę zamknąć sklep. - Próbowałam przecisnąć się obok chłopaka, ale przytrzymał mnie za ramię
„- Posłuchaj, tamto… - Przerwał, zapewne w nadziei, że wpadnę mu w słowo.
Czego oczywiście nie zrobiłam. Bardzo chciałam usłyszeć, co ma do powiedzenia. Poza tym, miałam trudności z oddychaniem, kiedy stał tak blisko mnie.
- Ten pocałunek… Mnie… - I znowu zamilkł.
Ale ja natychmiast dokończyłam w myślach: „Mnie nie o to chodziło”.
Och, jasne, więc nie powinien był tego robić, prawda? To tak, jakby podpalić zasłony, a potem się dziwić, że cały dom się pali (no dobra, głupie porównanie). Nie zamierzałam mu niczego ułatwiać i tylko patrzyłam na niego chłodno i wyczekująco. To znaczy próbowałam patrzeć chłodno i wyczekująco, a w rzeczywistości prawdopodobnie przybrałam minę w stylu „jestem mały Bambi, proszę cię, nie strzelaj do mnie!” – i nic nie mogłam na to poradzić. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła mi drżeć dolna warga.
Mnie nie o to chodziło. No, dalej, powiedz to!
Ale (...) [Austin] nic nie powiedział. (…) [Zamiast tego] pocałował mnie ponownie, tym razem bardzo delikatnie.”****
--------------------------------------------
        "Błękit Szafiru", str. 17, wer. 18-20
**      "Błękit Szafiru" str.19, wer. 6-13
***    "Błękit Szafiru" str. 20, wer. 7-11
****  "Błękit Szafiru" str. 20, wer. 18-29, str. 21, wer. 1-7, wer.12-13

wtorek, 9 kwietnia 2013


wybaczcie, rozdział wciąż nie gotowy. :( po prostu miałam dziś problemy z netem. już któryś raz i to widać nie mój kochany gruchot nawala (całe szczęście, co ja bym bez niego zrobiła? O.O mam taki mały netbooczek, "odziedziczony" po mamie. no ale lepszy własny stary laptop, niż jeden "na spółę" z mamą. :) bo to dziwne, ale zawsze jest nam najbardziej potrzebny w dokładnie tej samej chwili :P rodzinna więź?), tylko modem, bo rodzice też nie mogli się połączyć. w każdym razie, prawie cały dzień, odkąd wróciłam ze szkoły, tata majstrował przy moim laptopie. odzyskałam go dopiero 20 minut temu. ogarnęłam tylko szybko YT, a właśnie jestem w trakcie czytania nowego rozdziału Miki :)
jutro są do tego urodziny mojej mamy, więc też raczej nie będzie rozdziału. Party hard to raczej nie będzie, ale pewnie mama kupi ciasto, posiedzimy, pogadamy :)
w sumie, to od pewnego czasu chodzi mi po głowie, czy tego wszystkiego nie rzucić... czasu w sumie mam dużo, no ale to moje wrodzone lenistwo... a do tego robi się coraz cieplej. wczoraj na przykład wróciłam do domu po 16, bo po prostu łaziłam po mieście ze znajomymi  :) (jadłyśmy nawet lody ^^) no ale nie chcę was za bardzo straszyć :P następny rozdział jeszcze dodam, a potem zobaczymy...
żeby trochę wynagrodzić wam czekanie, bo widzę, że na prawdę dużo osób mojego bloga czyta, co oczywiście bardzo mnie cieszy, to w następnym rozdziale nie zrujnuję jeszcze Auslly :) uległam... mówiłam, że nie umiem pisać romansów, dla tego tym razem, posłużyłam się fragmentem z książki. prawa autorskie oczywiście będą zachowane :) już teraz mogę zdradzić, że z "Błękitu Szafiru" :)
Trzymajcie się, kochane i cieszcie się wiosną! Mam nadzieję, że u was też już się pojawia. :)
i zapraszam na mojego drugiego bloga:
http://ciasteczko-z-czekolada.blogspot.com/
tylko nie wspominajcie tam o tym tu poniższym blogu (Niważne gdzie jesteś..."). sprawy prywatne. ;)

sobota, 6 kwietnia 2013

wciąż nie ma rozdziału... :(

Dziewczyny, wybaczcie, ale w ten weekend nie będzie rozdziału. :( Mama uznała, że uzależniłam się od komputera i postanowiła mnie od niego odizolować na weekend... w pewnym sensie, to chyba ma rację :P Aktualnie jestem na zajęciach, długa historia. Jak tylko odzyskam laptopa, biorę się za rozdział. :)
Pozdrawiam! :*

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 4


4 września, czwartek
Lubię czwartki, w końcu to już prawie piątek, a to bardzo dobrze. Po wczorajszej obsówce przestawiłam budzik 5 minut wcześniej. To z nadmiaru ostrożności, ale lepiej być 5 minut wcześniej, niż 12 minut później. Gdy stanęłyśmy z Trish przy naszych szafkach, naszym oczom ukazał się baaaaaaaaardzo dziwny widok (no, zaraziłam się modą na szlachtę…). Austin siedział na parapecie, jakiś dziwnie smutny, a Dez go pocieszał. Może wyjaśnię: w naszej szkole są bardzo niskie parapety, na których można siadać. Ale tak naprawdę niskie, siedzi się na nich jak na ławce.
-Co się stało?- Spytałam zaniepokojona, siadając obok blondyna. Odpowiedział mi Dez:
- Otóż, drogie panie, niniejszym informuję Was, że pan Austin Moon pobił rekord Guinnesa na najkrótszy związek w historii. Proszę o brawa! – Posłusznie zaczęłyśmy klaskać.
- Wielkie dzięki, co ja bym zrobił bez takich wspaniałych przyjaciół – powiedział z sarkazmem Austin i uściskał nas wszystkich bardzo, bardzo mocno.
- Au, Austin! To boli! – Krzyknęłam. Jego zegarek wbił się boleśnie w moje ramie.
- I jesteśmy kwita – zaśmiał się i rozluźnił uścisk, którego nie powstydziłby się nawet boa dusiciel. Przynajmniej poprawiliśmy mu humor. No, na chwilę, bo zaraz znów zmarkotniał.
- Stary, zapomnij o niej. Nie była ciebie warta! – Pocieszał go Dez
- Chodzi o tą blondynę? – Spytałam. Dez przytaknął.- Nawet jej nie poznałam. – Zauważyłam
- Masz szczęście. – Mruknął rudy. – Strasznie wredna baba
- Ej, mówisz o mojej byłej – oburzył się Austin
- Tylko stwierdzam fakt – wzruszył ramionami Dez. Na szczęście zaraz zabrzmiał dzwonek i musieliśmy iść na hiszpański. Nie śpieszyliśmy się jednak zbytnio. Pani Cruz od hiszpańskiego i pani Farrel od fizyki były najlepszymi przyjaciółkami i zwykle obie spóźniały się na swoje lekcje, bo lubiły jeszcze poplotkować chwilę w pokoju nauczycielskim. Pod salę dotarliśmy przed nauczycielką, mimo, że było już dobre 5 minut po dzwonku. Chłopcy cały czas dyskutowali jeszcze o ex Austina. Miałam już tego dość. Ile można wałkować ten temat?  Za chwilę jednak nadeszła pani Cruz, a po lekcji temat jakoś przycichł. Do  czasu… Idąc korytarzem, po trzeciej lekcji, w pewnym momencie blondyn zatrzymał się nagle, czego efektem było to, że uderzyła w niego Trish.
- To ona… – szepnął przerażony i wskazał na tą samą blondynę, z którą wczoraj się całował. Tak przynajmniej podejrzewałam, w końcu widziałam tylko tył jej głowy. Blondyn szybko ukucnął za rogiem. W tym momencie blondi odwróciła się w naszą stronę. Była naprawdę ładna. Wtedy podszedł do niej jakiś brunet i pocałował ją w policzek. Założę się, za parę dni jego też zobaczę przygnębionego na parapecie. To chyba był taki typ dziewczyny. Podrywa chłopaków na ładną buźkę, a potem, kiedy znajdzie przystojniejszego, zrywa z takim delikwentem i leci do kolejnego. I tak w kółko.
- Co ona robi? – Spytał szeptem Austin.
- Na pewno chcesz wiedzieć? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- Tak… - padła odpowiedź
- No więc… ona… no wiesz… po prostu… - jąkałam się. Zastanawiałam się jak mu to delikatnie powiedzieć. Trish nie miała niestety takich skrupułów:
- Ma innego. – Powiedziała szybko i bez zająknięcia. Blondyn jeszcze bardziej się przygnębił.
- Idzie tu! –  Trish zawołała szeptem (czy to ma sens? No nie ważne, wiadomo, o co chodzi).
- O nie… - jęknął Austin. –Zasłońcie mnie!
- O nie mój drogi! – Ofuknęłam go. – Nie możesz się wiecznie ukrywać przed tą… jak jej tam…
- Amy – wtrącił blondyn
- Tak właśnie. Teraz wstań. – Rozkazałam. Posłusznie podniósł się z podłogi. – Weź plecak. I idziemy. Nie zwracaj na nią uwagi. Uśmiechnij się! – Nakazałam. Na twarzy Austina pojawił się jakiś krzywy grymas. – Bardzo dobrze. A teraz idziemy na historię. – Zarządziłam. – Pogadajmy o czymś innym.
- Ally, masz dziś dyżur w sklepie? – Spytał Austin pod salą do hiszpańskiego
- Tak - uśmiechnęłam się. – Znów chcesz wpaść?
- No, jeśli nie masz nic prze…
- Dobra, to jesteśmy umówieni. – Przerwałam mu i weszłam do klasy.
*** 
Po lekcji podeszła do mnie Britney i powiedziała, że ja i Trish mamy zgłosić się teraz do pana Stewarta. Chodziło o ten nasz wczorajszy pobyt w kozie. Weszłyśmy do klasy muzycznej ze spuszczonymi głowami, udając głęboką skruchę. Spodziewałyśmy się dłuższego wykładu, więc przedtem wzięłyśmy już książki z szafek.
- Zapewne domyślacie się, dlaczego was tu zaprosiłem – powiedział pan Stewart przyjaznym głosem, co nas zaskoczyło. Dalej grałyśmy jednak wzorowe uczennice, które bardzo żałują tego, co zrobiły.  – Jest to jednak moim obowiązkiem, jeżeli którykolwiek z moich uczniów zostanie po lekcjach. Wiem jednak, że pani Green potrafi nieźle dać popalić, więc nie będę wam dawał wykładów. – Coraz bardziej lubiłam tego człowieka. – Z tego co wiem, to ona upierała się, by wymierzyć wam karę. Z każdym innym nauczycielem skończyłoby się pewnie tylko na ostrzeżeniu. Nie będę wam więc obniżał oceny z zachowania, ani nic podobnego. A co właściwie was zatrzymało? – Spytał z wyraźną ciekawością. – Oficjalna wersja mówi, że spóźniłyście się na autobus.
- Przejechałyśmy nasz przystanek. – Wyznała moja towarzyszka. – Zagadałam Ally i… no… nie wysiadłyśmy na właściwym przystanku. – Zarumieniła się. Musiałyśmy wyjść na rozpuszczone nastolatki, które musiały podzielić się ze sobą najświeższymi ploteczkami o Dżastinie Biberze, Łan Dajrekszon czy czymś takim.* Jednak pan Stewart sprawił, że Trish wyznała to wszystko mimo woli. Chłopcy ostrzegali nas przed tym. Ten człowiek potrafił wyciągnąć z ludzi wszystkie potrzebne informacje. Jak w Incepcji, tylko nie podczas snu.
- Ploteczki? – Spytał. No tak, jak mówiłam, zapewne wziął nas za „rozpuszczone nastolatki, które musiały podzielić się ze sobą najświeższymi ploteczkami o Dżastinie Biberze, Łan Dajrekszon czy czymś takim.”
- Sprawy sercowe. – Sprostowała Trish.
- Acha, rozumiem – westchnął. – No cóż, zaraz będzie dzwonek. – Spojrzał na zegarek. – Bądźcie już grzeczne.
Powiedziałyśmy grzecznie „do widzenia” i wyszłyśmy. Chłopcy czekali na nas przed salą, tak jak obiecali.
- I co? – Spytał Austin. W jego głosie dalej słychać było jednak smutek.
- Nic – wzruszyła ramionami Trish. – Tylko kazał nam już być grzeczne.
Po lekcjach, ruszyłam z Austinem do Sonic Booma. Przedtem wysłałam jednak tacie SMS-a:
Znów wpadnie Austin. Nie, to nie jest mój chłopak!
Żeby był przygotowany…
Cały wieczór była powtórka z wtorku. Wszystko działo się tak samo. Austin bawił się w sklepie, ja obsługiwałam klientów. Potem poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Tym razem Austin odgrzebał kolejną piosenkę.
break down the walls,
Don't be afraid to let them fall
Break down the walls
And you can dare to have it all
Come on and give it everything you can
Take a chance, make a stand and break, break, break down the walls

- No, w końcu coś szybszego – pochwalił mnie. Za chwilę znów jednak się zasmucił. Wkurzył mnie.
- Błagam, Austin. Dalej przeżywasz rozstanie z Amy? To naprawdę denerwujące! – ofuknęłam go. Nic to i tak nie dało. Poczułam, że zaraz się załamię. Miałam już tej dziewczyny serdecznie dosyć. – Słuchaj, albo się ogarniesz, albo wynocha ze sklepu!
- Grozisz mi? – roześmiał się. No, przynajmniej poprawiłam mu humor. Za chwilę chłopak znów grzebał w moich papierach. Wygrzebał z nich bardzo pogniecioną, bardzo starą kartkę. Zapisaną niezdarną ręką ośmiolatki. Dopiero po chwili zorientowałam się, co to jest. To była moja pierwsza piosenka. Napisana na konkurs w podstawówce
- Oddaj! – krzyknęłam. Oczywiście tego nie zrobił. Zaczął coś brzdąkać i w końcu zagrał całą melodyjkę. Zaśpiewałam:

I'm a little butterfly, Spread my colorful wings
Even know I'm small and frail 
I can do most anything
Caterpillar in my cocoon
I'm gonna be a butterfly soon
I'm a little butterfly, I can soar through the sky
So glad I ended up like this,
Thanks to metamorphosis

Zakończyliśmy razem: I'm a butterfly
- No, nieźle. – pochwalił mnie. – masz talent.
- Tą piosenkę napisałam jak miałam 8 lat. To moje pierwsze dzieło – wyznałam
- Jest świetna. – przyznał. Zdziwiłam się. – Jak na ośmiolatkę. – sprostował.
Zagrał jeszcze raz. Sprawiało mu to widać pewne trudności, w końcu nuty narysowane były przez ośmiolatkę, a z czasem też trochę wyblakły.
- Czekaj, czekaj. – przerwałam mu. – To powinno iść tak. – zagrałam fragment. Znałam już tą melodię na pamięć, często ją grałam. Graliśmy tak jeszcze chwilę we dwoje, a pewnym momencie nasze palce się dotknęły. Przeszedł mnie delikatny dreszczyk, ale taki przyjemny. Blondyn spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się. I wtedy stało się coś, czego namniej się spodziewałam. Co w sumie nie powinno się stać, a jeśli już, to na pewno jeszcze nie dziś. I właściwie nie wiem, czemu się na to zgodziłam. Przecież nie powinnam. A jednak, w pewnym sensie, sprawiło mi to chyba przyjemność. Chłopak najnormalniej w świecie mnie pocałował.
------------------------------------
uff... w końcu udało mi się napisać rozdział... Od czwartku miałam wolne, ale rozdziału nie było. Na początku przez zwykłe lenistwo, potem miałam po prostu blokadę i nic nie mogłam wymyślić, później jeszcze nawał sprzątania przed świętami, bo przecież goście będą obsesyjnie sprawdzać każdy kąt, by zobaczyć, czy na pewno jest czysto. -.- W Wielkanoc dostałam olśnienia i zaczęłam pisać, ale aż do dzisiaj nie mogłam skończyć. 
Po drugie, nie jarajcie się, że jest Auslly, ani nie awanturujcie, że tak szybko. Mam co do tej parki okrutne plany. *śmiech szaleńca* Ale wszystkiego się wkrótce dowiecie :)

Tak więc: czytajcie, zachwycajcie się moim talentem pisarskim (a raczej jego brakiem) i KOMENTUJCIE, LUDZIE! JA WAS BŁAGAM! MAM JUŻ POND TYSIĄC WYŚWIETLEŃ, A KOMENTARZY JEST STRASZNIE MAŁO! CZY PROSZĘ O ZBYT WIELE????????!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dobra, już ochłonęłam… A właśnie, 1000 wyświetleń. Z tej okazji postanowiłam zrobić zabawę. Jeśli ten post skomentuje min. 20 osób, dodam swoje zdjęcie J No, chyba, że nie interesuje was, jak wyglądam. Wtedy sory… :/ Tylko nie mogą to być komentarze typu: KOMENTARZ, albo KOMENTUJĘ, KGWHPSAJ, czy emotikony. Mają być sensowne wypowiedzi odnośnie rozdziału. Czy wam się podobało, a jeśli nie, to dla czego i co powinnam zmienić.Dziękuję za tyle wejść! :* Jesteście super!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

The Versatile Blog, cokolwiek to jest -.-


Chciałabym Was serdelecznie poinformować, że zostałam nominowana do nagrody The Versatile Blog. Nie chciałam tej nominacji, mimo że bardzo się cieszę, że komuś blog się spodobał. Po prostu nie chce mi się:
1) Wypełniać jakiś durnych papierów, w których muszę np. wymyślić, co mnie zainspirowało itd. Nie cierpię tego typu rzeczy, bo nie można napisać: "zainspirował mnie tęczowy jednorożec, rzygający tęczą, lecący nad moim domem." tylko coś w stylu "zainspirowały mnie dzieci chore na białaczkę, bo tak cierpią, że postanowiłam założyć dla nich bloga. Wiem, że gówno im to pomoże, ale dzięki temu wydaję się taka szlachetna i wogóle" -.-ojojojoj, nie posrajcie się tylko
2) Nie zamierzałam lecieć na drugi koniec świata, żeby odebrać jakąś nagrodę, bo z tego co wyczytałam wynika, że jest to nagroda międzynarodowa.

Naczytałam się o tym i chyba chodzi tylko o notkę na blogu, co odejmuje jakikolwiek sens temu konkursowi. No ale, jak mus to mus. :)

Każdy nominowany blogger powinien:

- podziękować za nominację na jego blogu.
- pokazać nagrodę The Versatile Blogger.
- ujawnić siedem faktów o sobie
- nominować dziesięć blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować osoby piszące nominowane przez siebie blogi.

Tak więc:


1) Dziękuję za aż 3  nominacje :) Nominowały mnie:

- Fanka Auslly
Wawerka
Weronika C

2) nie mam pojęcia, o co chodzi w tym punkcie. Umówmy się, że to ta nagroda:




3) 7 faktów o mnie:


  1. Uwielbiam serial Austin i Ally. To chyba logiczne, skoro mam bloga na ten temat
  2. Moi rodzice nic nie wiedzą o tym, że prowadzę bloga. Właściwie to aż 2, ale i tak nie zamierzam ich o tym informować.
  3. Nienawidzę pomidorów. Co dziwniejsze, uwielbiam sok pomidorowy, keczup i zupę pomidorową, oraz wszystkie dania, które mają w składzie ugotowane, usmażone lub upieczone pomidory. 
  4. Kolejnym warzywem, którego nie ciepię, są ogórki. ble...
  5. Uwielbiam metal (chodzi tu oczywiście o typ muzyki :P), ale tylko, kiedy wokalistką jest kobieta. A dlaczego? Bo tak :P
  6. Urodziłam się i przez 12 lat mieszkałam w Warszawie, dokładnie na Bemowie. Rok temu przeprowadziłam się do Ożarowa Mazowieckiego, dokładnie na majówkę :)
  7. Moim marzeniem jest wyjechać do Londynu i zapisać się do jednej z najlepszych na świecie szkół dla projektantów mody. Już teraz przykładam się do angielskiego jak do żadnego innego przedmiotu. Niestety nie ułatwia mi tego moja wredna nauczycielka, która focha się na mnie od września za to, że nie powiedziałam jej w sklepie "dzień dobry". Kij z tym, że nawet jej nie widziałam. I tak ma focha.
4) Nominowane przeze mnie blogi:
  1. http://sercazmarcepanu.blogspot.com/
  2. http://auslly-story.blogspot.com/
  3. http://laurallll.blogspot.com/
  4. http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com/
  5. http://austin-story-ally.blogspot.com/
  6. http://wypiekialiioli.blogspot.com/
Tak, umiem liczyć. Jest tylko 6 blogów. Niestety, siostra sterczy nade mną i prosi, żebym jej włączyła grę, więc nie mam czasu, żeby się dłużej namyślać. Niedługo dodam te 4 pozostałe blogi.
Następny rozdział już dziś, koło 20, lub jutro rano.
Dzięki za nominacje :)

czwartek, 28 marca 2013

Ciasteczkowy blog

Taka szybka informacja, bo już trochę późnawo... Dziś przypomniałam sobie o moim drugim blogu, którego założyłam jakieś 2 tygodnie temu. Tematyka jest zupełnie inna. Nie mam czasu się tu teraz rozpisywać, wszystko opisałam już na tym drugim :)
                                             http://ciasteczko-z-czekolada.blogspot.com/
Poczytajcie, pokomentujcie, ale proszę nie wspominajcie o tym blogu ("Nieważne gdzie jesteś, ważne ile masz w sobie odwagi") Sprawy Prywatne ;) Nie będę wnikać, może kiedyś wam wytłumaczę, ale to baaaaaaaaardzo długa historia, więc nie tym razem.
I jeszcze jedno: właśnie obejrzałam Życie Pi. Ten film to arcydzieło! :D Jeśli nie widzieliście, to koniecznie musicie obejrzeć! :)
Ciasteczkowy

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 3


3 września, środa
Znów o 6:30 zadzwonił mój budzik. Po raz kolejny miałam ochotę rozwalić to cholerstwo. Macie czasem tak, że budzik przerywa wam sen w najlepszym momencie? Tak było u mnie dzisiaj. Ogólnie mam baaaaaaardzo dziwne sny, więc lepiej nie będę opowiadać.*
Zwlokłam się więc z łóżka i poszłam do łazienki. Gdy wyszłam, całkowicie gotowa, była już 7:15. Szybko wzięłam torbę i zbiegłam na dół. Powinnam już wyjść, żeby się nie spóźnić. To są minusy dojeżdżania autobusem. Trzeba wyjść z domu, kiedy niektórzy z twoich znajomych jeszcze smacznie chrapią, albo dopiero podnoszą się z łóżek. Jak zwykle, kiedy jestem spóźniona, posmarowałam szybko bułkę jakimś dżemem, chwyciłam soczek w kartoniku i wybiegłam z domu, ściskając w ręce moje „śniadanie”. Tata oczywiście jeszcze spał. Czasami mu zazdrościłam tego, że może się wylegiwać do południa. Nie dawno zatrudnił do pomocy w sklepie starą znajomą, Jessike. Dzięki temu, ilość moich dyżurów w sklepie (za które oczywiście mi nie płacono) zmalała z 5 w tygodniu, do 2. Jessica była bardzo miłą kobietą, w wieku mojego ojca. Podobno poznali się na studiach. Można by pomyśleć, że powinnam ich zeswatać. Nic z tego. Jessica miała męża.  W sumie trochę szkoda. Uważam, że tata powinien znaleźć sobie dziewczynę. Parę razy, z Trish próbowałyśmy to zrobić. Kiedyś nawet założyłyśmy mu konto na jakimś portalu randkowym. W pewnym momencie, zaczęła do niego pisać (a właściwie do nas, bo to my „prowadziłyśmy” jego konto) jakaś starsza pani, chyba w wieku mojej babci. Jak napisała w profilu, miała 16 kotów i mieszkała na wsi. Ale takiej kompletnej wsi, z krowami i wogle. Więc dałyśmy sobie spokój.
Kiedy dobiegłam na przystanek, z resztką kanapki w ręce, autobus jeszcze stał. Odetchnęłam z ulgą. Szybko wskoczyłam do środka i autobus ruszył. Oczywiście, jak zwykle o tej porze, ludzi było 3 razy więcej niż miejsc, więc z trudem przepchnęłam się do miejsca, gdzie stała Trish. Oczywiście od razu na mnie naskoczyła. Wypytywała mnie dosłownie o każdy szczegół wczorajszego wieczoru. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie. Sekunda po sekundzie. Mój przyjaciółka wszystko nadinterpretowała i sądziła, że każde zdanie, jakie Austin wypowiedział ma jakieś ukryte znaczenie. Gdy po raz setny kazała mi wszystko opowiedzieć, wkurzyłam się i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że chyba jedziemy już trochę za długo. Szybko spojrzałam na tablicę informacyjną. Świetnie, przejechałyśmy już 5 przystanków! Cholera… Trish tak mnie zagadała, że nie zwróciłam na to uwagi! Szybko wysiadłyśmy. Do dzwonka zostało 10 minut. Nie było szans, że w tym czasie dojedziemy na lekcje.  Spojrzałam na rozkład jazdy. No super. Autobus będzie za 3 minuty. Zostaje 7 minut na dojazd. Niech to szlag. Nic nie mogłyśmy jednak zrobić. Gdy dotarłyśmy do szkoły, było już 5 minut po dzwonku. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pierwszą lekcją była matematyka. Musiałyśmy więc koniecznie zmienić buty, bo nikomu nie radziłabym przychodzić na matmę w niezmienionych butach. Już 8:07. Wpadłam w panikę. Jeszcze nigdy nie spóźniłam się na lekcje prawie 10 minut. Potem pędem pobiegłyśmy do szafek, chwyciłyśmy nasze podręczniki i popędziłyśmy do sali matematycznej. Jak na złość, była na ostatnim, piątym piętrze, na końcu korytarza.  Gdy wpadłyśmy do klasy, spojrzałam na zegarek nad drzwiami. Było 12  po ósmej. No to już po nas. Czekałam na reakcję pani Green. W klasie zapadła całkowita cisza.
- Ooooooo… - powiedziała przeciągle, zadziwiająco miłym tonem – Są i nasze spóźnialskie… - jak ja nie cierpię tego typu tekstów nauczycieli. Ale stałyśmy grzecznie przy wejściu do klasy, ze spuszczonymi głowami, udając głęboką skruchę.
- Co się stało, że musiałyście opuścić tak ważną lekcję? – no i to był jej normalny, oschły ton - Czy zdajecie sobie sprawę, że ocena z zagadnienia jakie dziś omawiamy, ma bardzo duży wpływ na waszą ocenę semestralną. Klasa milczała, a Michael, który rozwiązywał jakieś zadanie na tablicy, wycofał się dyskretnie z linii ognia. Green nawet tego nie zauważyła. Dalej torturowała nas wzrokiem.
- Uciekł nam autobus, proszę pani – wydukała Trish. Nie była to do końca prawda, ale taka wymówka była o wiele bezpieczniejsza, niż powiedzenie, że nie wysiadłyśmy na właściwym przystanku.
- Ah… Uciekł wam autobus, mówisz? – przeraziłam się. Czyżby ona coś wiedziała? - To już jest wasza wina. Do dyrektora! – krzyknęła. Po czym, ku naszemu przerażeniu, podniosła się z krzesła, które zatrzeszczało pod jej ciężarem. Napisała na tablicy numery zadań i powiedziała: „te zadania mają być zrobione, kiedy wrócę. Osobiście sprawdzę każdy zeszyt!” Na normalnej lekcji, w tym momencie po klasie przetoczył by się głośny jęk. Tym razem, nikt jednak nie próbował protestować.
Green popchnęła nas w stronę drzwi i osobiście zaprowadziła do gabinetu dyrektora. Tam żarliwie walczyła, o wymierzenie nam srogiej kary. Dyrektor jednak upierał się, że to tylko spóźnienie i tym razem wystarczy upomnienie. W końcu Green wywalczyła nam jednak 2 godziny w kozie. Super… Jak tata się o tym dowie… Akurat dzisiaj będzie wcześniej w domu. Super… Ja to mam szczęście… Dobra, wcisnę mu kit, że poszłam z Trish na lody. Będzie pewnie trochę zły, że nie powiedziałam wcześniej, ale kara na pewno będzie łagodniejsza, niż za „posiedzenie” w kozie. Jeśli będzie miał zły humor, to np. przedłuży mi dyżur w sklepie o 30 minut. Często to robił. Myślał, że dla mnie jest to kara, ale ja lubiłam tą pracę. Oczywiście, nie zamierzałam wyprowadzać taty z błędu. Udawałam, że to okropne i z miną cierpiętnicy wlokłam się do sklepu. A jeśli tacie dopisze humor, skończy się najwyżej na wykładzie, że muszę go informować, kiedy gdzieś idę po szkole. I bla bla bla, że się o mnie martwi i wogle. Potem powie, że to dla tego, że mnie kocha i będziemy się tulić.
- Jesteś zła? – spytała Trish, gdy wyszłyśmy z gabinetu. Trwała już przerwa. W sumie to była jej wina. Musiałam się zastanowić.
- Nie – odparłam. – No, może troszkę…
- Naprawdę? – zdziwiła się. – Zawsze byłaś wzorową uczennicą. – Ta, w sumie to prawda. Nigdy nie uczyłam się dużo, najwyżej powtórzyłam coś przed sprawdzianem. Mimo to, moje oceny były całkiem niezłe. W tym momencie zadzwonił dzwonek i musiałyśmy iść na angielski.** Lekcje mijały spokojnie. Nikt już nie wierzył w tą idiotyczną plotkę, którą rozpuściła CeCe. Wszystko rypło się na przerwie, przed muzyką. Wesoło szłam do klasy, bo uwielbiam muzykę. W mojej starej szkole, pani była beznadziejna. Nie mówię, że lekcje były nudne. Wręcz przeciwnie, dużo się działo, lecz nie ze strony nauczycielki. Chłopcy, jak dzieci, strzelali z fletów (gra na flecie była obowiązkowa). Wszyscy biegali po klasie, krzyczeli, łazili po ławkach, a pani nieudolnie próbowała nam coś przekazać. Czasami na lekcje musiała przychodzić wychowawczyni. Biedna kobieta. Jej też nie było z nami łatwo. Mimo, że była niespełna rozumu, jakoś wszystko zauważała na lekcji, a na każde pytanie odpowiadała: dobrze. Cały czas, zawsze.***
Musiałam zahaczyć jeszcze o szafkę, a tam przeżyłam prawdziwy szok. Austin… Całował się z jakąś nieznaną blondynką. W tym momencie coś we mnie jakby pękło. Nie wiedziałam, co. O co właściwie mi chodzi. Jaki ja mam porąbany mózg… Mimo, że to on kontroluje moje uczucia, to tak naprawdę nie wie, o co mu chodzi…  Przecież powinnam się cieszyć, to mój przyjaciel. Fajnie, że znalazł sobie dziewczynę. Jakby nie patrzeć, znamy się od dziecka (co z tego, że nie widzieliśmy się przez 10 lat… i tak znam go najlepiej z całej mojej nowej klasy, oczywiście nie licząc Trish) . Ale coś we mnie, nie pozwalało się tej radości przebić. Czyżbym była zazdrosna? Nie, to bez sensu. Czemu miałabym być? Byliśmy tylko przyjaciółmi. Chociaż… W sumie sama nie wiem. Tego uczucia nie da się pomylić z innym. Dobra, naczytałam się za dużo kolorowych pisemek… i po raz kolejny powtarzam: Jaki ja mam porąbany mózg! Wzięłam szybko mój podręcznik z szafki i pobiegłam do klasy, bo do dzwonka zostało już tylko kilka minut. Cały czas, czułam jednak pewien ucisk na sercu. Ach, bycie nastolatką to kiepska sprawa…
W sali muzycznej ławki były większe niż w innych. Przy każdej były cztery miejsca. Usiadłam razem z Trish, Dezem i Austinem. Pan Stewart wyszedł na chwilę z sali, więc nachyliłam się do Austina.
- No, widziałam, że poznałeś jakąś nową koleżankę.- powiedziałam. Zaśmiał się:
- To już nie wolno mi nic zrobić, bez twojej zgody?
- No ale mi to chyba mogłeś powiedzieć! – udałam oburzenie. – chyba jesteśmy przyjaciółmi, nie? – dałam delikatny nacisk na „przyjaciółmi”. Miałam nadzieję, że zabrzmiało to naturalnie.
- Dobrze, wybacz mi. Następnym razem poinformuję cię, kiedy będę chciał się z kimś spotkać. - obiecał.
- I tak ma być. – zakończyłam rozmowę, powstrzymując śmiech, bo nasz wychowawca wszedł do klasy. Jak zwykle, momentalnie zapanowała cisza.
Lekcja była bardzo ciekawa, mimo, że po raz kolejny słuchaliśmy „wymagań edukacyjnych”.  Pan Stewart miał jednak świetne poczucie humoru i zaczęłam się domyślać, dlaczego wszyscy uczniowie go tak lubią. On nawet z nudnych „wymagań edukacyjnych” potrafił zrobić ciekawą lekcję. W tym roku nie było już (na szczęście!) gry na flecie. Chyba nie wytrzymałabym kolejnego roku ze strzelanką z fletów w tle.
Lekcja muzyki była ostatnią tego dnia. Po niej Austin i Dez, oraz inni szczęściarze poszli do domów, a my powlekłyśmy się do kozy. W sumie nie było tak źle. „Pilnował” nas pan Watson, od historii. „Pilnował” w cudzysłowu, bo tak naprawdę tylko siedział i grał na swoim laptopie w Call of Duty, a my robiliśmy co chcemy.
-O co ci chodziło na muzyce? – spytała Trish
- Podsłuchujesz moje rozmowy? – uśmiechnęłam się
- O nie, moja droga. Nie praw mi tu teraz morałów, tylko odpowiadaj na pytanie.- udała oburzenie.
- Nic takiego. Po prostu widziałam Austina jak całował się z jakąś dziewczyną. – wzruszyłam ramionami. Znów poczułam ten dziwny, niezrozumiały ucisk na sercu.
- I nic mi nie powiedziałaś?! – teraz już naprawdę się wkurzyła.
- Nie wtrącajmy się w jego sprawy. – powiedziałam - Ale też się wkurzyłam, że nic mi nie powiedział. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. – dodałam
- Jesteś pewna? – spytała moja przyjaciółka
- Chyba tak. Wiem, że nie widzieliśmy się przez 10 lat, ale nic się chyba przez ten czas nie popsuło między nami. – uśmiechnęłam się niepewnie.
- Ally, nie o to mi chodziło. – westchnęła Trish. – w drugą stronę…
- Nie rozumiem… - zdziwiłam się
-  Wydaje mi się, że jemu chodzi o coś więcej niż przyjaźń… - ściszyła głos moja przyjaciółka. Zaskoczyła mnie.
-No, ale czy wtedy całowałby się z inną? – postanowiłam, że to ja będę tą, która myśli logicznie.
- No, w sumie… -zagięła się.
- Dobra, nie mówmy już o tym– ucięłam temat. Dwie godziny w kozie szybko zleciały. Udało nam się odrobić wszystkie lekcje (nie wiem, jakim cudem tego dokonałyśmy).
W domu czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka. O dziwo, dom był pusty. Na lodówce wisiała kartka:

Kotku, będę dziśźniej, Jessica zachorowała
i muszę ją zastąpić. W lodówce masz makaron,
                                                 odgrzej sobie.
                                                        Tata

Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście! To cud! Byłam tak cholernie szczęśliwa. Skro Jessica zachorowała, znaczy, że tata będzie musiał zamknąć dziś sklep, więc będzie w domu koło 20. Świetnie. Mam czas dla siebie. Pobiegłam więc szybko do sklepiku, koło mojego domu i kupiłam chipsy, colę, lody i nutellę. Potem podgrzałam makaron, usiadłam na kanapie przed telewizorem i włączyłam Harry’ego Pottera. Od szóstej klasy, jestem straszną fanką tych książek i filmów.
Tata, jak się okazało, wrócił dopiero po 22. Pojechał jeszcze odwiedzić Jessicę i do sklepu.
W sumie, ten dzień nie był chyba taki zły...

----------------------------------------------------------------------------------------------------
 * jak ja :)
** odpowiednik naszego polskiego, nie język obcy
*** moje wspomnienia ze starej szkoły
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Długo nie było rozdziału. Tak, wiem, przepraszam. Po prostu miałam strasznego doła, którego musiałam leczyć mlekiem czekoladowym i ciastkami. To zawsze poprawia mi humor. :)
Do tego, założyłam sobie konto na stardoll. Tak, śmiejcie się, śmiejcie, ale stworzyłam sobie taką sexi postać, że już z 10 chłopaków do mnie zarywało na czacie. Z czego tylko jeden z polski. Z 3 z U.K, a reszta z USA. ^^
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. I komentujcie, proszę. :) Komentarzy jest na prawdę mało, a niedługo stuknie mi już 600 wyświetleń.
Tak więc, obiecuję, że taka sytuacja się już nie powtórzy, że przez prawie 2 tygodnie nie będzie rozdziału.
Dziś gramy z San Marino :( Pewnie będzie powtórka z piątkowego meczu z Ukrainą... A wy jaki wynik obstawiacie? Ciasteczkowy Potwór (nie, nie ja, ten prawdziwy) wywróżył:
:D Zdjęcie przerobione przez mua w paintcie >.< (zamiast San Marino, były Czechy :P ) ale kto by sie przejmował szczegółami :)
Ciasteczkowy Potwór

sobota, 16 marca 2013

Epoka Lodowcowa

MUSIAŁAM, PO PROSTU MUSIAŁAM TO WSTAWIĆ!!!!! :D Moja mama kupiła mi 4. część Epoki Lodowcowej. Kocham cię mamo!!!! <3 Oglądałam dosłownie 10 minut temu i ciągle mi chodzi po głowie ta piosenka. ŁI AAAA, ŁI AAAA, FAMILIIIIIII!!!!!!! <3 <3 <3 <3 ;)
A wy od jakich piosenek nie możecie się uwolnić? Piszcie, chętnie posłucham :)

Rozdział 2


2 września, wtorek
O 6:30 rozległ się dźwięk syreny alarmowej. Tak przynajmniej mi się zdawało. W rzeczywistości był to mój budzik. Przez dwa miesiące zapomniałam już, jak potwornie jest wstawać o tak nieludzkiej porze. To przecież jeszcze noc! Prawie każdego ranka, zastanawiałam się, jak by to było, gdybym miała zmieniacz czasu Hermiony. Mogłabym cofnąć się w czasie o kilka godzin i je przespać. Ach, byłoby cudownie…
Mimo, że „spałam” prawie cały wczorajszy dzień, byłam niewyobrażalnie zmęczona. „Spałam” w cudzysłowu, bo tak naprawdę leżałam i zastanawiałam się nad swoim życiem. Fajnie, że spotkałam w nowej klasie starego przyjaciela. Ale co mi to dało? Nie widzieliśmy się dobre 10 lat. Na pewno się zmienił… Ja też się zmieniłam… Co jeśli okaże się tępym chu… no, powiedzmy że chamem…  Myślałam też o przedstawieniu szkolnym. Może się zgłoszę? To zawsze było moje marzenie. Ciekawe co wystawiają? Ale to uporczywe zatrzymywanie śniadania w żołądku podczas apelu…
W końcu udało mi się podnieść z łóżka. Pierwsze co zrobiłam, to zeszłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Gdy tylko kofeina zaczęła działać, pobiegłam na górę, do mojego pokoju się ubrać.  Potem czesanie, szybki makijaż, ogarnięcie (chociaż w niewielkim stopniu) burdelu w moim pokoju i mogłam iść do szkoły.
Gdy z Trish weszłyśmy do klasy, było już po dzwonku, ale nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Cała klasa siedziała już na swoich miejscach. Gdy weszłyśmy, nagle zapanowało milczenie. Wszyscy patrzyli na nas z nienawiścią:
- O co im chodzi? - spytałam szeptem Trish
- Nie mam pojęcia… - odpowiedziała moja przyjaciółka, równie zaskoczona. Ale ja już  się chyba domyśliłam. Spojrzałam na rudą, która siedziała w ostatniej ławce. Uśmiechała się szyderczo. Jak psychopatyczny naukowiec w jakimś słabym filmie.
Usiadłam z Trish w  drugim końcu Sali, za Austinem i Dezem. Szturchnęłam blondyna.
- Ej, o co chodzi? – spytałam szeptem
- Nie wiesz? –zdziwił się
- Nie! – odpowiedziałam, chyba trochę za głośno, biorąc pod uwagę to, że właśnie była lekcja.
- Nie byłyście wczoraj w Mall of Miami? – spytał z niedowierzaniem
- Nie! – zaprzeczyłam.
- Czy ja się w końcu dowiem o co chodzi?! - zdenerwowała się Trish. Z ust mi to wyjęła. Nie dowiedziałyśmy się jeszcze niczego. Ja jednak wiedziałam, że zamieszana była w to ruda.
- Wiedziałem, że zmyśla – westchnął – Cece rozpowiada wszystkim jak ją napadłyście w centrum, kazałyście przepraszać za tą awanturę wczoraj w klasie…
-Zazdrosna? – Teraz ja uśmiechnęłam się szyderczo…
- Możliwe – przytaknął blondyn – ale czekaj, to nie wszystko
- O nie… - westchnęłam. Już się boję, co ta jędza wymyśliła
- Podobno groziłyście jej, że ma wszystko cofnąć, bo zabijecie jej kota.. Wiem, to głupie. Nie mam pojęcia, czemu ludzie dali się na to nabrać. – zaśmiał się. Ja też się roześmiałam. To najgłupsza groźba, jaką można było wymyślić. No a tego zdarzenia wczoraj w klasie nie można chyba nawet nazwać awanturą. W życiu nie pomyślałabym, że mogłabym się na kimś mścić, za coś takiego. Niewiarygodne, co zazdrość może zrobić z ludźmi…
- A co niby miała cofnąć – spytała Trish  Austina – przecież nic takiego nie mówiła… Powiedziała: „I czemu się tak nimi interesujecie?” – sparodiowała głos rudowłosej. Muszę przyznać, że całkiem nieźle– „Nie ma w nich nic niezwykłego!”
- Niby ośmieszyła was przed klasą, bo powiedziała, że nie ma w was nic niezwykłego. A wy uważacie się  za lepszych od nas i nie jesteście godne znajomości z nami. – odpowiedział blondyn. No to już było przegięcie! Wkurzyłam się. Nie godne znajomości z tymi ludźmi? Chciało mi się śmiać. W czym niby byłyśmy od nich lepsze? Chyba właśnie gorsze. Mieszkałyśmy na obrzeżu Miami, w dość biednej dzielnicy. Przez rok uczęszczałyśmy do liceum, które później zbankrutowało, więc łatwo można się domyślić, że poziom nie był tam powalający. Żadna z nas nie była bogata. Moi rodzice byli rozwiedzieni. Tata prowadził sklep muzyczny, w którym 2 razy w tygodniu musiałam mu pomagać. U Trish też się nie przelewało. Jej mama pracowała w sklepie spożywczym, a tata niedawno stracił pracę. Był prawnikiem, ale mimo że bardzo lubił ten zawód, nie był w nim wystarczając dobry. Jego pensja ledwo wystarczała więc na podstawowe zapotrzebowania rodziny. A na kino, ciuchy czy kosmetyki, Trish raczej nie dostawała wiele.
- To śmieszne – powiedziałam. Dalej wywiązała się gadka-szmatka, a by odgadnąć jej treść, wystarczy przeczytać moje powyższe przemyślenia. Dowiedziałyśmy się natomiast, że rodzice Austina prowadzą… sklep z materacami! Kazał nam o tym nikomu nie mówić. Widocznie wstydzi się pracy swoich rodziców. Nie wiedziałam czemu. Materace też ktoś musi przecież sprzedawać. No ale wolałam nie wnikać. Chłopak bardzo zainteresował się jednak faktem, że mój ojciec prowadzi sklep muzyczny. Pytał, czy mógłby wpaść do sklepu, w końcu jest niedaleko od szkoły, a ja akurat miałam dziś dyżur. Chętnie się zgodziłam. Tylko niech sobie nie myśli, że będzie sobie spokojnie siedział i oglądał instrumenty! O nie! Wykorzystam go do ścierania kurzy, układania płyt itd. Trish już wie, jak kończy się przychodzenie do sklepu i raczej się tam nie pojawia. Ja jednak czasem bardzo lubię się tam zaszywać. Mam na górze mały pokoik, który kiedyś służył za magazyn. Stoi w nim pianino i kilka foteli. To taki mój osobisty kącik. Miejsce całkowicie niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Często zamykam się tam na kilka godzin i piszę piosenki. I tak nigdy ich nikomu nie pokażę, więc w sumie jest to trochę bezsensu. Ale to mnie odstresowuje. Czuję się wtedy lepiej.
Pogrążona w swoich myślach, nawet nie zauważyłam, kiedy lekcja dobiegła końca. Ocknęłam się dopiero, gdy Trish szepnęła mi do ucha: Zaczekaj, trzeba to wszystko wyjaśnić. Gdy tylko nauczyciel wyszedł z sali zamknęła za nim drzwi i stanęła na środku klasy (wspomniałam już, że zazdroszczę jej tej pewności siebie?). Uczniowie jeszcze się pakowali, ale po kolei odwracali z zaciekawieniem głowy w jej stronę. Ona cierpliwie czekała. W końcu, gdy wszyscy już zwrócili się w jej stronę, zaczęła mówić:
- Słuchajcie. Wiem co teraz sobie o nas myślicie. Ale to nie prawda. Nie rozumiem, jak mogliście uwierzyć w tak idiotyczną plotkę, jak rozpuściła CeCe? Przecież to się nie trzyma kupy – klasa milczała. – Groźba, że zabijemy jej kota? Błagam! Śmiać mi się chciało, kiedy o tym usłyszałam. – dalej cisza ze strony klasy. Ha! Ugięli się pod poziomem jej argumentów!, jak to powiedział kiedyś Kolorowy– I to, że „czujemy się lepsze”. Z jakiej racji? Żadna z nas, nie wygląda jak Miss World, ani nie jest bogata. Mieszkamy w biednej dzielnicy, na obrzeżach Miami. Chodziłyśmy do liceum, w którym poziom naprawdę był dość niski. W toaletach czuć było zapach marihuany i papierosów. Miałybyśmy być z tego dumne? – dało się słyszeć szmer poruszenia w klasie. CeCe patrzyła natomiast na moją przyjaciółkę z nienawiścią. Następnie spojrzała się na mnie, z jej spojrzenia można było wyczytać: To jeszcze nie koniec. Zemsta będzie słodka. Zaczęłam się bać. W tej chwili jednak Trish zakończyła swoje przemówienie, podeszła do naszej ławki, wzięła swoją torbę i pociągnęła mnie za rękę w kierunku drzwi.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Klasa nie patrzyła już na nas tak nienawistnie (no, może oprócz rudej jędzy), jednak dalej większość uczniów się do nas nie odzywało.
***
Po lekcjach, tak jak planowaliśmy, ja i Austin ruszyliśmy w stronę Sonic Boom’a. Tak właśnie nazywał się sklep mojego taty. Trish nie mogła z nami pójść, Dez również. Wietrzyłam w tym jakiś podstęp, ale wolałam nie wiedzieć, o co chodzi. Po drodze rozmawialiśmy o nic nie znaczących rzeczach. W pewnym momencie chłopak chwycił mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to. W sumie nie zwróciłam na to uwagi. Przed samym sklepem jednak puściłam jego dłoń, żeby tata nie wysunął przypadkiem błędnych wniosków. W środku było dość pusto. Kręciło się tylko paru klientów.
- Cześć tato! – zawołałam
- Cześć córciu! – odpowiedział. Potem przyjrzał się Austinowi i uśmiechnął się.
- Widzę, że kogoś przyprowadziłaś – powiedział, wyraźnie zaciekawiony
-Tato, to jest Austin. Znajomy z klasy. – przedstawiłam chłopaka
- Dzień Dobry! –przywitał się chłopak
- Cześć! – odpowiedział tata i posłał mi spojrzenie mówiące: to twój chłopak, prawda? Spiorunowałam go wzrokiem.
- No dobrze, ja muszę lecieć. Pa dzieciaki! – pożegnał nas wesoło
- Pa tato! –powiedziałam
- Do widzenia. – odpowiedział Austin
No i zostaliśmy sami. No, nie licząc kilku klientów, których szybko obsłużyłam. Postanowiłam odpuścić dziś wyjątkowo chłopakowi. Wyjątkowo. Następnym razem nie będę taka litościwa. Chłopak w tym czasie oglądał instrumenty, przeglądał płyty i bóg wie co jeszcze. W pewnym momencie usłyszałam za sobą jakiś huk. Wolałam się nie odwracać, dopiero jakieś 20 minut później dyskretnie skontrolowałam sytuację, by ocenić szkody, ale wszystko było w porządku. Potem pogadaliśmy o jakimś wyjątkowo nudnym filmie, który leciał wczoraj w telewizji. Uznając, że już i tak nikt nie przyjdzie, zamknęłam sklep pół godziny wcześniej i poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Austina od razu zainteresowało pianino. Usiadł i zaczął coś grać. Przysiadłam się obok. Później on zaczął przeglądać nuty, które były tam porzucone.
- O nie! – wyrwałam mu kartkę z tekstem jednej z moich piosenek.
- Czekaj, czekaj. –uspokoił mnie – To jest niezłe. – próbował odebrać mi kartkę. W końcu mu się udało i spróbował zagrzać melodię.
- To powinno być szybsze. – stwierdził. Spróbował zagrać i po chwili zaśpiewał:
They wanna know, know, know

Your name, name, name
They want the girl, girl, girl
With game, game, game
And when they look, look, look
Your way, way, way
You gotta make, make, make ‘em do a double take

Muszę przyznać, że był całkiem niezły.
-No, nieźle. – pochwaliłam go - Ale chyba powinno być raczej tak: zagrałam fragment.
- Tak, masz rację – przytaknął. W tej chwili spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Było już po 21. Austin też się zdziwił, że to już ta godzina. Szybko się pożegnaliśmy i on pobiegł do domu, a ja na przystanek. O dziwo, tata wcale nie był na mnie zły, że tak późno wróciłam. Lekcji jeszcze nam przecież nie zadano, wszystkie lekcje polegały zazwyczaj na omawianiu „wymagań programowych” itd. Tata wypytywał mnie za to o nauczycieli. Nie mówiłam mu oczywiście o nieogarniętym panu Hale, od biologii, na którego lekcjach wszyscy robili co chcieli, a on i tak nic nie zauważał. Opowiedziałam natomiast o okrutnej nauczycielce matmy, pani Green, której boi się cała szkoła,  ponieważ jest po prostu ogromna i bardzo silna. (po szkole krąży plotka, że kiedyś była sławną zapaśniczką, ale na ile jest prawdziwa, tego nie wiem… ) Potem wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Wtedy zauważyłam, że dzwoniła do mnie Trish. 15 razy…  Napisałam więc tylko SMS-a: O co chodzi? Odpowiedź była natychmiastowa: Jak z Austinem? Powinnam o czymś wiedzieć? Pocałował cię? Zmieniasz status na fb? Jak nie masz czasu, to mogę zrobić to za cb. Wiesz, że znam twoje hasło. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało jej się tak szybko wystukać tak długi tekst. Odpowiedziałam: Nie, nic takiego się nie stało. Opowiem ci jutro. Pa.
Potem położyłam się do łóżka. Zasnęłam natychmiast, mimo, że byłam naprawdę zdenerwowana. W moim życiu tyle się zmieniło, w tak krótkim czasie. Jednak po wczorajszej nieprzespanej nocy byłam tak zmęczona, że mój mózg nie mógł już dłużej walczyć ze zmęczeniem.
 -----------------------------------------------
Jak wam się podoba rozdział? Dla mnie jakiś taki nie teges ( If you know, what I mean :P )


Zauważyłam, że wiele osób, które prowadzi blogi tego typu, pod każdym rozdziałem wrzuca jakąś piosenkę. Ja tego nie będę robić, ponieważ zrzygalibyście się od ilości mhroku, jaką bym wam aplikowała. >.< Ta piosenka jest jednak tak zajebista, że musiałam ją wrzucić.(na górze) Jest dość mało mhroczna, jak na mnie. 

Tu macie np. mój  ulubiony zespół :P (poniżej) Sami oceńcie. MHROOOOK!!! :P

czwartek, 14 marca 2013

Ogłoszenia

Po pierwsze, zakładając tego bloga, nie spodziewałam się, że dobiję do ponad 100 wyświetleń w ciągu 3 dni! Dziękuję Wam bardzo! :*
Po drugie, kilka osób pyta mnie, kiedy będzie kolejny rozdział. Obiecywałam dzisiaj, jednak niestety coś mi wypadło i nie dam rady go dziś napisać. Muszę jeszcze napisać charakterystykę Alcybiadesa (omawiamy na polskim "Sposób na Alcybiadesa" ) Na szczęście jest internet, w którym są miliardy takich prac. :D Tylko nic nie mówcie mojej mamie! :P Rozdział na pewno będzie jutro, chyba, że coś mi wypadnie, ale wątpię. Tak więc proszę o wyrozumiałość i cierpliwość :) 
Na koniec reklama bardzo fajnego bloga, prowadzonego przez moje koleżanki: http://sercazmarcepanu.blogspot.com/ 
Odwiedźcie proszę, tylko nie mówcie, że ode mnie jesteście, bo będę miała w szkole opierdziel, że nie wierzę w powodzenie ich bloga >.<
Ciasteczkowy :)

środa, 13 marca 2013

Rozdział 1


1 września
No i się zaczęło… Pierwszy dzień szkoły… Niby co roku to przechodziłam, ale tym razem było jeszcze gorzej… W czerwcu podjęto decyzję o likwidacji naszego liceum i w tym roku uczniów przeniesiono do innych szkół. Ponieważ ja i moja przyjaciółka Patricia –znana szerzej jako Trish- mieszkałyśmy dość daleko od szkoły trafiłyśmy jako jedyne do Miami High School.*  Dzięki bogu, szkoła postanowiła umieścić nas w jednej klasie**. Gdyby nie to, pewnie nie dałabym się dziś wyciągnąć z łóżka. Ubierając się, jak zwykle na różne szkolne uroczystości, w moją ulubioną czarną sukienkę, cała się trzęsłam ze strachu. Nie wiedziałam, jak ci ludzie mnie przyjmą, przecież nikogo tam nie znałam. Tak samo czułam się, gdy szłam na przystanek, gdzie miałam się spotkać z Trish.
-Cześć Ally!- zawołała, gdy tylko wyszłam zza rogu.
Tak, to ja… Allyson Dawson, w skrócie Ally. Niska brunetka o czarnych oczach. Bardzo nieśmiała i „zamknięta w sobie”, jak to określił kiedyś szkolny psycholog.
-Cześć Trish!- odpowiedziałam – Jak było w Hiszpanii? – Nie widziałyśmy się przez dwa tygodnie. Moja przyjaciółka wyjechała do swojej ciotki, do Europy
-Super!- odpowiedziała z entuzjazmem i zaczęła gadać jak nakręcona. Było mi to na rękę, bo w miarę, jak nasz autobus zbliżał się do Miami High School, mój żołądek coraz bardziej kurczył się ze strachu i nie mogłam wyksztusić słowa. W końcu zatrzymałyśmy się na przystanku i wysiadłyśmy z autobusu. Miami High School okazało się być gigantycznym budynkiem z wielkim boiskiem sportowym (świetnie! Już widzę siebie jutro na lekcji wf-u. Nie ma to jak upokorzenie pierwszego dnia szkoły…) Dookoła widziałam ludzi, którzy spoglądali na mnie i Trish, szeptali między sobą, wskazywali palcami.
-Ale kulturalni…- mruknęła Trish, gdy obok nas przeszło dwóch gości, bardzo ostentacyjnie wskazując nas palcami i coś szepcząc. Zdaję się, że usłyszałam słowo: ŁÓŻKO. No cóż, chyba trzeba będzie się po prostu przyzwyczaić…
***
Oczywiście najpierw odbył się uroczysty apel. Powitanie uczniów, występ chóru, no i pół godzinna przemowa dyrektorki, na której wszyscy prawie posnęli. Na koniec ogłoszenia: nabór do drużyn sportowych (o nie! To nie dla mnie. Oszczędzam sobie upokorzeń, kiedy tylko jest to możliwe), zespołu cherleederek (nie, to też odpada… Pewnie spadłabym z samego szczytu „ludzkiej piramidy”) i szkolny teatr. Zawsze marzyłam, żeby zagrać  jakimś przedstawieniu, ale robiło mi się nie dobrze, za każdym razem, kiedy wychodziłam na scenę. Pozostawało mi więc tylko siedzieć na widowni i marzyć, że może kiedyś odważę się pójść na przesłuchanie. Przyjaciele zawsze powtarzali mi, że mam talent, że powinnam go jakoś rozwijać, ale za bardzo się bałam. Gdy tak rozmyślałam, uroczystość prawie dobiegła końca. W pewnym momencie usłyszałam jeszcze słowa dyrektorki:
-W tym roku doszły do naszej szkoły dwie nowe uczennice. Mam nadzieję, że ciepło je przywitacie. Allyson Dawson i Patricia Maria de la Rosa. Prosimy na scenę.
-cholera… - pomyślałam.
-No chodź!- Trish pociągnęła mnie za rękę. Zawsze zazdrościłam jej tej pewności siebie. Niepewnie wdrapałam się na podest. Poczułam, że moje śniadanie chciałoby znów ujrzeć światło dzienne. Czułam się, jakbym stała nie przed szkołą, lecz przed całym Miami… Dyrektorka mówiła jeszcze chwilę, że ma nadzieję, że uczniowie „pomogę nam się odnaleźć w nowej szkole” i takie tam. Ja jednak jej nie słuchałam. Całą siłą woli skupiałam się na tym, by nie zwymiotować. W końcu, bardzo blada i przerażona, mogłam zejść ze sceny. Miałam nadzieję, że się nie przewrócę. Po jaką cholerę ja wkładałam te szpilki? Oczywiście zaraz, gdy koło mnie przeszedł jakiś chłopak, przypomniałam sobie, dlaczego. Bez obcasów nie sięgałabym mu chyba nawet do ramienia… Ale taki już widać mój los…
-No i co? Nie było tak strasznie!- Zagadnęła wesoło Trish.
-Było koszmarnie…- mruknęłam
-Oj, nie przesadzaj- zaśmiała się Trish.- Przynajmniej nie zemdlałaś.- Spiorunowałam ją wzrokiem. Po co ciągle przypomina mi to wydarzenie z podstawówki? (W trzeciej klasie, gdy miałam wyrecytować jakiś wiersz na apelu, zemdlałam, gdy wyszłam na scenę. A podobno wspomnienia to fajna rzecz. Cóż, może, ale na pewno nie to. )
Ok, Ally –pomyślałam- Teraz trzeba tylko odnaleźć właściwą klasę, trochę fałszywie się pouśmiechać, poudawać, że polubiłam tych ludzi i możemy iść do domu…
Po około 5 minutach poszukiwań w końcu znalazłyśmy salę nr. 23(trudno uwierzyć, ale w całej szkole nie było ani jednego planu!). Wszyscy uczniowie już tam byli. Gdy tylko przestąpiłyśmy próg klasy, obskoczyli nas i zaczęli gadać jak się nazywają (oczywiście zapamiętałam z tego jakieś 15%. Miałam nadzieję, że Trish pamięta więcej, żeby później nie było wtopy.), kto kim jest w klasie, gdzie kto siedzi itd.*** Rozglądałam się po klasie, i chyba go zauważyłam. Nie… to nie mógł być on… Chociaż może… Nie widzieliśmy się jakieś 10 lat. Zaczęłam mu się przyglądać. Muszę przyznać, że wyrósł na całkiem przystojnego faceta (oczywiście przyjmując, że to on), ale dalej ,miał tak samo jasne blond włosy. Takie rzeczy się nie zmieniają, choćby minęło ze 20 lat… Szturchnęłam Trish i wskazałam na nieznajomego. Chyba też pomyślała, że to może być on, bo zaczęła się mu przyglądać. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Gdy tak niemo rozważałyśmy, tajemniczy blondyn sam nam się przedstawił.
-Siema! Jestem Austin! – To na pewno on! Chłopiec, z którym kiedyś bawiłyśmy się z Trish w piaskownicy. Później on przeprowadził się do innej dzielnicy i przestałyśmy go widywać.
-Cześć!- odpowiedziałam – Chyba się znamy…
- Też tak pomyślałem – uśmiechnął się
- A mnie pamiętasz? - spytała z nadzieją moja przyjaciółka
- Pewnie! Cześć Trish! – odpowiedział blondyn
Rozmawialiśmy chwilę, aż w pewnym momencie Austin kogoś zawołał. Podszedł do nas wysoki rudzielec.
- Dziewczyny, to mój kumpel Dez –powiedział
- Cześć! – Przywitałyśmy się. W tej chwili jednak klasa zorientowała się, że od kilku minut rozmawiamy z jedną osobą i postanowiła nas jeszcze trochę podręczyć. Wtedy pod tablicą stanęła ruda dziewczyna. Była jedyną, która nas przedtem nie „atakowała”. Chwilę patrzy na zbiegowisko na środku klasy, a potem prychnęła:
- Czemu tak się nimi podniecacie?! Przecież nie ma w nich nic niezwykłego! Są nowe, i tyle!
- Zazdrościsz im CeCe? Chwilę nie interesujemy się tobą, więc się załamałaś. – Ktoś krzyknął. Wszyscy się roześmiali. Ruda nawet się nie zawstydziła.
- Tobą nikt się nigdy nie interesuje, więc nie wiesz, jak to może wyglądać – odgryzła się. Kolejny śmiech klasy
- CeCe ma rację. Zostawcie już dziewczyny – to był nasz wychowawca, Pan Stewart, który przed chwilą wszedł do klasy.
Gdy uczniowie go zobaczyli, szybko usiedli na swoich miejscach. Miałam złe przeczucie, że okaże się bardzo surowy, ale jak się okazało, było ono błędne. Okazał się naprawdę miłym człowiekiem. Uczył muzyki i informatyki (świetnie! Kocham muzykę!). Szybko przekazał nam plany lekcji, przeczytał kilka ogłoszeń i mogliśmy wracać do domów. Nie marzyłam już o niczym innym, jak położyć się do łóżka i przespać cały dzień. Razem z Trish szybko pożegnałyśmy się z całą klasą i wróciłyśmy do domów.
Gdy tylko weszłam do swojego pokoju zaraz przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Weszłam jeszcze tylko na Facebooka. 24 zaproszenia do znajomych… Szybko…
 _____________________________________

*nie wiem czy taka szkoła istnieje, wymyśliłam ją na potrzeby opowiadania
**wiem, że w USA nie ma podziału na klasy, ale uznajmy, że w tej mojej wymyślonej szkole jest :)
***Moje prawdziwe przeżycie z pierwszego dnia w nowej szkole :P
______________________________________

Jeszcze szybkie ogłoszenia parafialne:
1)Przepraszam za błędy. Nie mam czasu czytać rozdziału jeszcze  raz.
2)Nie wiem, jak często będę dodawać rozdziały. Będę się starać, żeby nie było ich mniej niż 2 w tygodniu
3)Wiem, że dialog jest trochę dziwny, ale zawsze miałam problemy z ich pisaniem. :/
4)W piątek pobawię się trochę z grafiką, żeby było ładniej ^^
5) Nie wiem, czy rozdział nie jest za długi. Wyszły mi 3 strony w Wordzie, więc dajcie znać, czy chcecie dłuższe czy krótsze :)

~Ciasteczkowy Potwór

wtorek, 12 marca 2013

Siema! :D

Jestem Ciasteczkowy Potwór, a właściwie to Karola :)
Mam 12 lat i w tym roku piszę egzamin szóstoklasisty! D: HELP!
Wracając jednak do tematu bloga: wiele osób teraz zakłada blogi, na których pisze własne historie, zapożyczając postacie z filmów lub seriali. Ja wybrałam tą drugą opcję. Seriale. Zapewne domyślacie się już, jaki serial wybrałam ^^ Pojawią się tu też postacie z innych seriali DC, oraz takie, które sama wymyśliłam.
Na wstępie chciałabym jeszcze zaznaczyć, że nie jestem normalną dziewczyną, więc czasami możecie nie wytrzymywać ze mną psychicznie. :P
Chciałabym też podziękować blogerce, która nieświadomie mnie zainspirowała. To Panna Mika. oto jej blog: http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com  Jest świetny, ale ma na prawdę mało wyświetleń, biorąc pod uwagę poziom.
Pierwszy rozdział pojawi się już dosłownie za kilka minut. Będę się starała, by każdy z nich był jakby kolejnym dniem, ale nie wiem jak to będzie.
Mam nadzieję, że blog się wam spodoba :)
Ciasteczkowy Potwór