2 września, wtorek
O 6:30 rozległ się dźwięk syreny alarmowej. Tak przynajmniej
mi się zdawało. W rzeczywistości był to mój budzik. Przez dwa miesiące
zapomniałam już, jak potwornie jest wstawać o tak nieludzkiej porze. To
przecież jeszcze noc! Prawie każdego ranka, zastanawiałam się, jak by to było,
gdybym miała zmieniacz czasu Hermiony. Mogłabym cofnąć się w czasie o kilka
godzin i je przespać. Ach, byłoby cudownie…
Mimo, że „spałam” prawie cały wczorajszy dzień, byłam
niewyobrażalnie zmęczona. „Spałam” w cudzysłowu, bo tak naprawdę leżałam i
zastanawiałam się nad swoim życiem. Fajnie, że spotkałam w nowej klasie starego
przyjaciela. Ale co mi to dało? Nie widzieliśmy się dobre 10 lat. Na pewno się
zmienił… Ja też się zmieniłam… Co jeśli okaże się tępym chu… no, powiedzmy że
chamem… Myślałam też o przedstawieniu
szkolnym. Może się zgłoszę? To zawsze było moje marzenie. Ciekawe co wystawiają?
Ale to uporczywe zatrzymywanie śniadania w żołądku podczas apelu…
W końcu udało mi się podnieść z łóżka. Pierwsze co zrobiłam,
to zeszłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Gdy tylko kofeina zaczęła
działać, pobiegłam na górę, do mojego pokoju się ubrać. Potem czesanie, szybki makijaż, ogarnięcie
(chociaż w niewielkim stopniu) burdelu w moim pokoju i mogłam iść do szkoły.
Gdy z Trish weszłyśmy do klasy, było już po dzwonku, ale
nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Cała klasa siedziała już na swoich miejscach.
Gdy weszłyśmy, nagle zapanowało milczenie. Wszyscy patrzyli na nas z
nienawiścią:
- O co im chodzi? - spytałam szeptem Trish
- Nie mam pojęcia… - odpowiedziała moja przyjaciółka, równie
zaskoczona. Ale ja już się chyba
domyśliłam. Spojrzałam na rudą, która siedziała w ostatniej ławce. Uśmiechała
się szyderczo. Jak psychopatyczny naukowiec w jakimś słabym filmie.
Usiadłam z Trish w
drugim końcu Sali, za Austinem i Dezem. Szturchnęłam blondyna.
- Ej, o co chodzi? – spytałam szeptem
- Nie wiesz? –zdziwił się
- Nie! – odpowiedziałam, chyba trochę za głośno, biorąc pod
uwagę to, że właśnie była lekcja.
- Nie byłyście wczoraj w Mall of Miami? – spytał z
niedowierzaniem
- Nie! – zaprzeczyłam.
- Czy ja się w końcu dowiem o co chodzi?! - zdenerwowała się
Trish. Z ust mi to wyjęła. Nie dowiedziałyśmy się jeszcze niczego. Ja jednak
wiedziałam, że zamieszana była w to ruda.
- Wiedziałem, że zmyśla – westchnął – Cece rozpowiada
wszystkim jak ją napadłyście w centrum, kazałyście przepraszać za tą awanturę
wczoraj w klasie…
-Zazdrosna? – Teraz ja uśmiechnęłam się szyderczo…
- Możliwe – przytaknął blondyn – ale czekaj, to nie wszystko
- O nie… - westchnęłam. Już się boję, co ta jędza wymyśliła
- Podobno groziłyście jej, że ma wszystko cofnąć, bo
zabijecie jej kota.. Wiem, to głupie. Nie mam pojęcia, czemu ludzie dali się na
to nabrać. – zaśmiał się. Ja też się roześmiałam. To najgłupsza groźba, jaką
można było wymyślić. No a tego zdarzenia wczoraj w klasie nie można chyba nawet
nazwać awanturą. W życiu nie pomyślałabym, że mogłabym się na kimś mścić, za
coś takiego. Niewiarygodne, co zazdrość może zrobić z ludźmi…
- A co niby miała cofnąć – spytała Trish Austina – przecież nic takiego nie mówiła…
Powiedziała: „I czemu się tak nimi interesujecie?” – sparodiowała głos
rudowłosej. Muszę przyznać, że całkiem nieźle– „Nie ma w nich nic niezwykłego!”
- Niby ośmieszyła was przed klasą, bo powiedziała, że nie ma
w was nic niezwykłego. A wy uważacie się
za lepszych od nas i nie jesteście godne znajomości z nami. –
odpowiedział blondyn. No to już było przegięcie! Wkurzyłam się. Nie godne
znajomości z tymi ludźmi? Chciało mi się śmiać. W czym niby byłyśmy od nich
lepsze? Chyba właśnie gorsze. Mieszkałyśmy na obrzeżu Miami, w dość biednej
dzielnicy. Przez rok uczęszczałyśmy do liceum, które później zbankrutowało,
więc łatwo można się domyślić, że poziom nie był tam powalający. Żadna z nas nie
była bogata. Moi rodzice byli rozwiedzieni. Tata prowadził sklep muzyczny, w
którym 2 razy w tygodniu musiałam mu pomagać. U Trish też się nie przelewało.
Jej mama pracowała w sklepie spożywczym, a tata niedawno stracił pracę. Był
prawnikiem, ale mimo że bardzo lubił ten zawód, nie był w nim wystarczając
dobry. Jego pensja ledwo wystarczała więc na podstawowe zapotrzebowania
rodziny. A na kino, ciuchy czy kosmetyki, Trish raczej nie dostawała wiele.
- To śmieszne – powiedziałam. Dalej wywiązała się gadka-szmatka,
a by odgadnąć jej treść, wystarczy przeczytać moje powyższe przemyślenia.
Dowiedziałyśmy się natomiast, że rodzice Austina prowadzą… sklep z materacami!
Kazał nam o tym nikomu nie mówić. Widocznie wstydzi się pracy swoich rodziców.
Nie wiedziałam czemu. Materace też ktoś musi przecież sprzedawać. No ale
wolałam nie wnikać. Chłopak bardzo zainteresował się jednak faktem, że mój
ojciec prowadzi sklep muzyczny. Pytał, czy mógłby wpaść do sklepu, w końcu jest
niedaleko od szkoły, a ja akurat miałam dziś dyżur. Chętnie się zgodziłam.
Tylko niech sobie nie myśli, że będzie sobie spokojnie siedział i oglądał
instrumenty! O nie! Wykorzystam go do ścierania kurzy, układania płyt itd.
Trish już wie, jak kończy się przychodzenie do sklepu i raczej się tam nie pojawia.
Ja jednak czasem bardzo lubię się tam zaszywać. Mam na górze mały pokoik, który
kiedyś służył za magazyn. Stoi w nim pianino i kilka foteli. To taki mój
osobisty kącik. Miejsce całkowicie niedostępne dla zwykłych śmiertelników.
Często zamykam się tam na kilka godzin i piszę piosenki. I tak nigdy ich nikomu
nie pokażę, więc w sumie jest to trochę bezsensu. Ale to mnie odstresowuje.
Czuję się wtedy lepiej.
Pogrążona w swoich myślach, nawet nie zauważyłam, kiedy
lekcja dobiegła końca. Ocknęłam się dopiero, gdy Trish szepnęła mi do ucha: Zaczekaj, trzeba to wszystko wyjaśnić.
Gdy tylko nauczyciel wyszedł z sali zamknęła za nim drzwi i stanęła na środku
klasy (wspomniałam już, że zazdroszczę jej tej pewności siebie?). Uczniowie
jeszcze się pakowali, ale po kolei odwracali z zaciekawieniem głowy w jej
stronę. Ona cierpliwie czekała. W końcu, gdy wszyscy już zwrócili się w jej
stronę, zaczęła mówić:
- Słuchajcie. Wiem co teraz sobie o nas myślicie. Ale to nie
prawda. Nie rozumiem, jak mogliście uwierzyć w tak idiotyczną plotkę, jak
rozpuściła CeCe? Przecież to się nie trzyma kupy – klasa milczała. – Groźba, że
zabijemy jej kota? Błagam! Śmiać mi się chciało, kiedy o tym usłyszałam. –
dalej cisza ze strony klasy. Ha! Ugięli się pod poziomem jej argumentów!, jak
to powiedział kiedyś Kolorowy– I to, że „czujemy się lepsze”. Z jakiej racji?
Żadna z nas, nie wygląda jak Miss World, ani nie jest bogata. Mieszkamy w
biednej dzielnicy, na obrzeżach Miami. Chodziłyśmy do liceum, w którym poziom
naprawdę był dość niski. W toaletach czuć było zapach marihuany i papierosów.
Miałybyśmy być z tego dumne? – dało się słyszeć szmer poruszenia w klasie. CeCe
patrzyła natomiast na moją przyjaciółkę z nienawiścią. Następnie spojrzała się
na mnie, z jej spojrzenia można było wyczytać: To jeszcze nie koniec. Zemsta będzie słodka. Zaczęłam się bać. W
tej chwili jednak Trish zakończyła swoje przemówienie, podeszła do naszej
ławki, wzięła swoją torbę i pociągnęła mnie za rękę w kierunku drzwi.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Klasa nie patrzyła już na
nas tak nienawistnie (no, może oprócz rudej jędzy), jednak dalej większość
uczniów się do nas nie odzywało.
***
Po lekcjach, tak jak planowaliśmy, ja i Austin ruszyliśmy w
stronę Sonic Boom’a. Tak właśnie nazywał się sklep mojego taty. Trish nie mogła
z nami pójść, Dez również. Wietrzyłam w tym jakiś podstęp, ale wolałam nie
wiedzieć, o co chodzi. Po drodze rozmawialiśmy o nic nie znaczących rzeczach. W
pewnym momencie chłopak chwycił mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to. W sumie
nie zwróciłam na to uwagi. Przed samym sklepem jednak puściłam jego dłoń, żeby
tata nie wysunął przypadkiem błędnych wniosków. W środku było dość pusto.
Kręciło się tylko paru klientów.
- Cześć tato! – zawołałam
- Cześć córciu! – odpowiedział. Potem przyjrzał się
Austinowi i uśmiechnął się.
- Widzę, że kogoś przyprowadziłaś – powiedział, wyraźnie
zaciekawiony
-Tato, to jest Austin. Znajomy z klasy. – przedstawiłam
chłopaka
- Dzień Dobry! –przywitał się chłopak
- Cześć! – odpowiedział tata i posłał mi spojrzenie mówiące:
to twój chłopak, prawda? Spiorunowałam
go wzrokiem.
- No dobrze, ja muszę lecieć. Pa dzieciaki! – pożegnał nas
wesoło
- Pa tato! –powiedziałam
- Do widzenia. – odpowiedział Austin
No i zostaliśmy sami. No, nie licząc kilku klientów, których
szybko obsłużyłam. Postanowiłam odpuścić dziś wyjątkowo chłopakowi. Wyjątkowo.
Następnym razem nie będę taka litościwa. Chłopak w tym czasie oglądał
instrumenty, przeglądał płyty i bóg wie co jeszcze. W pewnym momencie usłyszałam
za sobą jakiś huk. Wolałam się nie odwracać, dopiero jakieś 20 minut później
dyskretnie skontrolowałam sytuację, by ocenić szkody, ale wszystko było w
porządku. Potem pogadaliśmy o jakimś wyjątkowo nudnym filmie, który leciał
wczoraj w telewizji. Uznając, że już i tak nikt nie przyjdzie, zamknęłam sklep
pół godziny wcześniej i poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Austina od razu
zainteresowało pianino. Usiadł i zaczął coś grać. Przysiadłam się obok. Później
on zaczął przeglądać nuty, które były tam porzucone.
- O nie! – wyrwałam mu kartkę z tekstem jednej z moich
piosenek.
- Czekaj, czekaj. –uspokoił mnie – To jest niezłe. –
próbował odebrać mi kartkę. W końcu mu się udało i spróbował zagrzać melodię.
- To powinno być szybsze. – stwierdził. Spróbował zagrać i
po chwili zaśpiewał:
They wanna know, know, know
Your name, name, name
They want the girl, girl, girl
With game, game, game
And when they look, look, look
Your way, way, way
You gotta make, make, make ‘em do a double take
Muszę przyznać, że był całkiem niezły.
-No, nieźle. – pochwaliłam go - Ale chyba powinno być raczej
tak: zagrałam fragment.
- Tak, masz rację – przytaknął. W tej chwili spojrzałam na
zegar wiszący na ścianie. Było już po 21. Austin też się zdziwił, że to już ta
godzina. Szybko się pożegnaliśmy i on pobiegł do domu, a ja na przystanek. O
dziwo, tata wcale nie był na mnie zły, że tak późno wróciłam. Lekcji jeszcze
nam przecież nie zadano, wszystkie lekcje polegały zazwyczaj na omawianiu
„wymagań programowych” itd. Tata wypytywał mnie za to o nauczycieli. Nie
mówiłam mu oczywiście o nieogarniętym panu Hale, od biologii, na którego
lekcjach wszyscy robili co chcieli, a on i tak nic nie zauważał. Opowiedziałam
natomiast o okrutnej nauczycielce matmy, pani Green, której boi się cała szkoła, ponieważ jest po prostu ogromna i bardzo
silna. (po szkole krąży plotka, że kiedyś była sławną zapaśniczką, ale na ile
jest prawdziwa, tego nie wiem… ) Potem wzięłam szybki prysznic i położyłam się
do łóżka. Wtedy zauważyłam, że dzwoniła do mnie Trish. 15 razy… Napisałam więc tylko SMS-a: O co chodzi? Odpowiedź była
natychmiastowa: Jak z Austinem? Powinnam
o czymś wiedzieć? Pocałował cię? Zmieniasz status na fb? Jak nie masz czasu, to
mogę zrobić to za cb. Wiesz, że znam twoje hasło. Nie mam pojęcia, jakim
cudem udało jej się tak szybko wystukać tak długi tekst. Odpowiedziałam: Nie, nic takiego się nie stało. Opowiem ci
jutro. Pa.
Potem położyłam się do łóżka. Zasnęłam natychmiast, mimo, że
byłam naprawdę zdenerwowana. W moim życiu tyle się zmieniło, w tak krótkim
czasie. Jednak po wczorajszej nieprzespanej nocy byłam tak zmęczona, że mój
mózg nie mógł już dłużej walczyć ze zmęczeniem.
super, kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńPowtarzasz się :P Ale dzięki :) Jutro raczej nie, ale w przyszłym tygodniu mam rekolekcje (czytaj: dwie godziny lekcji i odpały w kościele), więc będzie luźniej :) Więc coś się pojawi na pewno.
UsuńTak znam te odpały w kościele moja klasa już miała rekolekcje ogółem nie słuchaliśmy co ksiądz mówił...ale chyba o jakieś sukience ...o.o nie to chciałam napisać ale już mi się nie chce kasować :p Rozdział super, fajny :p CZekam na kolejny !
UsuńU mnie było zajebiście! Jeszcze dwa takie cudowne dni będą :) Ksiądz coś nawijał, że jesteśmy "wojownikami pana" :D Potem wziął jakiegoś chłopaka z 6 c, założył mu plastikowy hełm i zbroję. No i gość stał tam na ołtarzu pół godziny, a ksiądz nawijał i nawijał, i nawijał... >.< Potem graliśmy ogólnie na komórkach, słuchaliśmy muzyki, gadaliśmy... No wiecie... Klasyka :P
UsuńNo podobłało mnie się :P boże co się dzieje z tą młodzieżą, żeby w koćiele komórek uzywać wstyd pójdizecie do piekla sztany cholerne (ahhahahahhahaha) nie no żartowałąm to tzw. standart rekolekcyjny xd
OdpowiedzUsuńDzięki :) A jak dialogi? Starałam sie zastosować do twoich rad.
UsuńWiem, że pójdę do piekła >.< Ale wiedziałam to już od dawna. Jakby co, to się spotkamy. :P
E tam ja się nadaje do piekła ...wiesz człowiek który ciągle ma skojarzenia raczej do nieba nie pójdzie xD A zwłaszcza jak nie był 3 lata u spowiedzi xD
UsuńHahahaha! Witaj w klubie. Jak co, to będziemy w jednym kotle, ok? >.<
UsuńJa do spowiedzi chodzę 2 razy w roku :) Przed Bożym Narodzeniem i na rekolekcjach, bo babcia się pogniewa, że nie idę w Wielkanoc do komunii. :P
Osttani raz ja byłam jak miałam bierzmowanie to 2 lata xd
OdpowiedzUsuńA dialogi bardzo dobrze :D nie mam zastrzeżeń ;P
dzięki :)
Usuń