Taka szybka informacja, bo już trochę późnawo... Dziś przypomniałam sobie o moim drugim blogu, którego założyłam jakieś 2 tygodnie temu. Tematyka jest zupełnie inna. Nie mam czasu się tu teraz rozpisywać, wszystko opisałam już na tym drugim :)
http://ciasteczko-z-czekolada.blogspot.com/
Poczytajcie, pokomentujcie, ale proszę nie wspominajcie o tym blogu ("Nieważne gdzie jesteś, ważne ile masz w sobie odwagi") Sprawy Prywatne ;) Nie będę wnikać, może kiedyś wam wytłumaczę, ale to baaaaaaaaardzo długa historia, więc nie tym razem.
I jeszcze jedno: właśnie obejrzałam Życie Pi. Ten film to arcydzieło! :D Jeśli nie widzieliście, to koniecznie musicie obejrzeć! :)
Ciasteczkowy
czwartek, 28 marca 2013
wtorek, 26 marca 2013
Rozdział 3
3 września, środa
Znów o 6:30 zadzwonił mój budzik. Po raz kolejny miałam
ochotę rozwalić to cholerstwo. Macie czasem tak, że budzik przerywa wam sen w
najlepszym momencie? Tak było u mnie dzisiaj. Ogólnie mam baaaaaaardzo dziwne
sny, więc lepiej nie będę opowiadać.*
Zwlokłam się więc z łóżka i poszłam do łazienki. Gdy
wyszłam, całkowicie gotowa, była już 7:15. Szybko wzięłam torbę i zbiegłam na
dół. Powinnam już wyjść, żeby się nie spóźnić. To są minusy dojeżdżania
autobusem. Trzeba wyjść z domu, kiedy niektórzy z twoich znajomych jeszcze
smacznie chrapią, albo dopiero podnoszą się z łóżek. Jak zwykle, kiedy jestem
spóźniona, posmarowałam szybko bułkę jakimś dżemem, chwyciłam soczek w
kartoniku i wybiegłam z domu, ściskając w ręce moje „śniadanie”. Tata oczywiście
jeszcze spał. Czasami mu zazdrościłam tego, że może się wylegiwać do południa.
Nie dawno zatrudnił do pomocy w sklepie starą znajomą, Jessike. Dzięki temu,
ilość moich dyżurów w sklepie (za które oczywiście mi nie płacono) zmalała z 5
w tygodniu, do 2. Jessica była bardzo miłą kobietą, w wieku mojego ojca.
Podobno poznali się na studiach. Można by pomyśleć, że powinnam ich zeswatać.
Nic z tego. Jessica miała męża. W sumie
trochę szkoda. Uważam, że tata powinien znaleźć sobie dziewczynę. Parę razy, z
Trish próbowałyśmy to zrobić. Kiedyś nawet założyłyśmy mu konto na jakimś
portalu randkowym. W pewnym momencie, zaczęła do niego pisać (a właściwie do
nas, bo to my „prowadziłyśmy” jego konto) jakaś starsza pani, chyba w wieku
mojej babci. Jak napisała w profilu, miała 16 kotów i mieszkała na wsi. Ale
takiej kompletnej wsi, z krowami i wogle. Więc dałyśmy sobie spokój.
Kiedy dobiegłam na przystanek, z resztką kanapki w ręce,
autobus jeszcze stał. Odetchnęłam z ulgą. Szybko wskoczyłam do środka i autobus
ruszył. Oczywiście, jak zwykle o tej porze, ludzi było 3 razy więcej niż
miejsc, więc z trudem przepchnęłam się do miejsca, gdzie stała Trish.
Oczywiście od razu na mnie naskoczyła. Wypytywała mnie dosłownie o każdy
szczegół wczorajszego wieczoru. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie. Sekunda
po sekundzie. Mój przyjaciółka wszystko nadinterpretowała i sądziła, że każde
zdanie, jakie Austin wypowiedział ma jakieś ukryte znaczenie. Gdy po raz setny
kazała mi wszystko opowiedzieć, wkurzyłam się i dopiero wtedy przypomniałam
sobie, że chyba jedziemy już trochę za długo. Szybko spojrzałam na tablicę
informacyjną. Świetnie, przejechałyśmy już 5 przystanków! Cholera… Trish tak
mnie zagadała, że nie zwróciłam na to uwagi! Szybko wysiadłyśmy. Do dzwonka
zostało 10 minut. Nie było szans, że w tym czasie dojedziemy na lekcje. Spojrzałam na rozkład jazdy. No super.
Autobus będzie za 3 minuty. Zostaje 7 minut na dojazd. Niech to szlag. Nic nie
mogłyśmy jednak zrobić. Gdy dotarłyśmy do szkoły, było już 5 minut po dzwonku. Najgorsze
w tym wszystkim było to, że pierwszą lekcją była matematyka. Musiałyśmy więc
koniecznie zmienić buty, bo nikomu nie radziłabym przychodzić na matmę w
niezmienionych butach. Już 8:07. Wpadłam w panikę. Jeszcze nigdy nie spóźniłam
się na lekcje prawie 10 minut. Potem pędem pobiegłyśmy do szafek, chwyciłyśmy
nasze podręczniki i popędziłyśmy do sali matematycznej. Jak na złość, była na
ostatnim, piątym piętrze, na końcu korytarza.
Gdy wpadłyśmy do klasy, spojrzałam na zegarek nad drzwiami. Było 12 po ósmej. No to już po nas. Czekałam na
reakcję pani Green. W klasie zapadła całkowita cisza.
- Ooooooo… - powiedziała przeciągle, zadziwiająco miłym
tonem – Są i nasze spóźnialskie… - jak ja nie cierpię tego typu tekstów
nauczycieli. Ale stałyśmy grzecznie przy wejściu do klasy, ze spuszczonymi
głowami, udając głęboką skruchę.
- Co się stało, że musiałyście opuścić tak ważną lekcję? –
no i to był jej normalny, oschły ton - Czy zdajecie sobie sprawę, że ocena z
zagadnienia jakie dziś omawiamy, ma bardzo duży wpływ na waszą ocenę
semestralną. Klasa milczała, a Michael, który rozwiązywał jakieś zadanie na
tablicy, wycofał się dyskretnie z linii ognia. Green nawet tego nie zauważyła.
Dalej torturowała nas wzrokiem.
- Uciekł nam autobus, proszę pani – wydukała Trish. Nie była
to do końca prawda, ale taka wymówka była o wiele bezpieczniejsza, niż
powiedzenie, że nie wysiadłyśmy na właściwym przystanku.
- Ah… Uciekł wam autobus, mówisz? – przeraziłam się. Czyżby
ona coś wiedziała? - To już jest wasza wina. Do dyrektora! – krzyknęła. Po
czym, ku naszemu przerażeniu, podniosła się z krzesła, które zatrzeszczało pod
jej ciężarem. Napisała na tablicy numery zadań i powiedziała: „te zadania mają
być zrobione, kiedy wrócę. Osobiście sprawdzę każdy zeszyt!” Na normalnej lekcji,
w tym momencie po klasie przetoczył by się głośny jęk. Tym razem, nikt jednak
nie próbował protestować.
Green popchnęła nas w stronę
drzwi i osobiście zaprowadziła do gabinetu dyrektora. Tam żarliwie walczyła, o
wymierzenie nam srogiej kary. Dyrektor jednak upierał się, że to tylko
spóźnienie i tym razem wystarczy upomnienie. W końcu Green wywalczyła nam
jednak 2 godziny w kozie. Super… Jak tata się o tym dowie… Akurat dzisiaj
będzie wcześniej w domu. Super… Ja to mam szczęście… Dobra, wcisnę mu kit, że poszłam
z Trish na lody. Będzie pewnie trochę zły, że nie powiedziałam wcześniej, ale
kara na pewno będzie łagodniejsza, niż za „posiedzenie” w kozie. Jeśli będzie
miał zły humor, to np. przedłuży mi dyżur w sklepie o 30 minut. Często to
robił. Myślał, że dla mnie jest to kara, ale ja lubiłam tą pracę. Oczywiście,
nie zamierzałam wyprowadzać taty z błędu. Udawałam, że to okropne i z miną
cierpiętnicy wlokłam się do sklepu. A jeśli tacie dopisze humor, skończy się
najwyżej na wykładzie, że muszę go informować, kiedy gdzieś idę po szkole. I
bla bla bla, że się o mnie martwi i wogle. Potem powie, że to dla tego, że mnie
kocha i będziemy się tulić.
- Jesteś zła? – spytała Trish, gdy wyszłyśmy z gabinetu.
Trwała już przerwa. W sumie to była jej wina. Musiałam się zastanowić.
- Nie – odparłam. – No, może troszkę…
- Naprawdę? – zdziwiła się. – Zawsze byłaś wzorową
uczennicą. – Ta, w sumie to prawda. Nigdy nie uczyłam się dużo, najwyżej
powtórzyłam coś przed sprawdzianem. Mimo to, moje oceny były całkiem niezłe. W
tym momencie zadzwonił dzwonek i musiałyśmy iść na angielski.** Lekcje mijały
spokojnie. Nikt już nie wierzył w tą idiotyczną plotkę, którą rozpuściła CeCe.
Wszystko rypło się na przerwie, przed muzyką. Wesoło szłam do klasy, bo
uwielbiam muzykę. W mojej starej szkole, pani była beznadziejna. Nie mówię, że
lekcje były nudne. Wręcz przeciwnie, dużo się działo, lecz nie ze strony nauczycielki.
Chłopcy, jak dzieci, strzelali z fletów (gra na flecie była obowiązkowa).
Wszyscy biegali po klasie, krzyczeli, łazili po ławkach, a pani nieudolnie
próbowała nam coś przekazać. Czasami na lekcje musiała przychodzić
wychowawczyni. Biedna kobieta. Jej też nie było z nami łatwo. Mimo, że była
niespełna rozumu, jakoś wszystko zauważała na lekcji, a na każde pytanie
odpowiadała: dobrze. Cały czas, zawsze.***
Musiałam zahaczyć jeszcze o szafkę, a tam przeżyłam
prawdziwy szok. Austin… Całował się z jakąś nieznaną blondynką. W tym momencie
coś we mnie jakby pękło. Nie wiedziałam, co. O co właściwie mi chodzi. Jaki ja
mam porąbany mózg… Mimo, że to on kontroluje moje uczucia, to tak naprawdę nie
wie, o co mu chodzi… Przecież powinnam
się cieszyć, to mój przyjaciel. Fajnie, że znalazł sobie dziewczynę. Jakby nie
patrzeć, znamy się od dziecka (co z tego, że nie widzieliśmy się przez 10 lat…
i tak znam go najlepiej z całej mojej nowej klasy, oczywiście nie licząc Trish)
. Ale coś we mnie, nie pozwalało się tej radości przebić. Czyżbym była
zazdrosna? Nie, to bez sensu. Czemu miałabym być? Byliśmy tylko przyjaciółmi.
Chociaż… W sumie sama nie wiem. Tego uczucia nie da się pomylić z innym. Dobra,
naczytałam się za dużo kolorowych pisemek… i po raz kolejny powtarzam: Jaki ja
mam porąbany mózg! Wzięłam szybko mój podręcznik z szafki i pobiegłam do klasy,
bo do dzwonka zostało już tylko kilka minut. Cały czas, czułam jednak pewien
ucisk na sercu. Ach, bycie nastolatką to kiepska sprawa…
W sali muzycznej ławki były większe niż w innych. Przy
każdej były cztery miejsca. Usiadłam razem z Trish, Dezem i Austinem. Pan
Stewart wyszedł na chwilę z sali, więc nachyliłam się do Austina.
- No, widziałam, że poznałeś jakąś nową koleżankę.-
powiedziałam. Zaśmiał się:
- To już nie wolno mi nic zrobić, bez twojej zgody?
- No ale mi to chyba mogłeś powiedzieć! – udałam oburzenie.
– chyba jesteśmy przyjaciółmi, nie? – dałam delikatny nacisk na „przyjaciółmi”.
Miałam nadzieję, że zabrzmiało to naturalnie.
- Dobrze, wybacz mi. Następnym razem poinformuję cię, kiedy
będę chciał się z kimś spotkać. - obiecał.
- I tak ma być. – zakończyłam rozmowę, powstrzymując śmiech,
bo nasz wychowawca wszedł do klasy. Jak zwykle, momentalnie zapanowała cisza.
Lekcja była bardzo ciekawa, mimo, że po raz kolejny
słuchaliśmy „wymagań edukacyjnych”. Pan
Stewart miał jednak świetne poczucie humoru i zaczęłam się domyślać, dlaczego
wszyscy uczniowie go tak lubią. On nawet z nudnych „wymagań edukacyjnych”
potrafił zrobić ciekawą lekcję. W tym roku nie było już (na szczęście!) gry na
flecie. Chyba nie wytrzymałabym kolejnego roku ze strzelanką z fletów w tle.
Lekcja muzyki była ostatnią tego dnia. Po niej Austin i Dez,
oraz inni szczęściarze poszli do domów, a my powlekłyśmy się do kozy. W sumie
nie było tak źle. „Pilnował” nas pan Watson, od historii. „Pilnował” w cudzysłowu, bo tak naprawdę
tylko siedział i grał na swoim laptopie w Call of Duty, a my robiliśmy co
chcemy.
-O co ci
chodziło na muzyce? – spytała Trish
-
Podsłuchujesz moje rozmowy? – uśmiechnęłam się
- O nie, moja
droga. Nie praw mi tu teraz morałów, tylko odpowiadaj na pytanie.- udała
oburzenie.
- Nic
takiego. Po prostu widziałam Austina jak całował się z jakąś dziewczyną. –
wzruszyłam ramionami. Znów poczułam ten dziwny, niezrozumiały ucisk na sercu.
- I nic mi
nie powiedziałaś?! – teraz już naprawdę się wkurzyła.
- Nie
wtrącajmy się w jego sprawy. – powiedziałam - Ale też się wkurzyłam, że nic mi
nie powiedział. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. – dodałam
- Jesteś
pewna? – spytała moja przyjaciółka
- Chyba tak.
Wiem, że nie widzieliśmy się przez 10 lat, ale nic się chyba przez ten czas nie
popsuło między nami. – uśmiechnęłam się niepewnie.
- Ally, nie o
to mi chodziło. – westchnęła Trish. – w drugą stronę…
- Nie
rozumiem… - zdziwiłam się
- Wydaje mi się, że jemu chodzi o coś więcej
niż przyjaźń… - ściszyła głos moja przyjaciółka. Zaskoczyła mnie.
-No, ale czy
wtedy całowałby się z inną? – postanowiłam, że to ja będę tą, która myśli
logicznie.
- No, w sumie…
-zagięła się.
- Dobra, nie
mówmy już o tym– ucięłam temat. Dwie godziny w kozie szybko zleciały. Udało nam
się odrobić wszystkie lekcje (nie wiem, jakim cudem tego dokonałyśmy).
W domu
czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka. O dziwo, dom był pusty. Na lodówce
wisiała kartka:
Kotku, będę dziś później, Jessica zachorowała
i muszę ją zastąpić. W lodówce masz makaron,
odgrzej sobie.
Tata
Nie mogłam
uwierzyć we własne szczęście! To cud! Byłam tak cholernie szczęśliwa. Skro
Jessica zachorowała, znaczy, że tata będzie musiał zamknąć dziś sklep, więc
będzie w domu koło 20. Świetnie. Mam czas dla siebie. Pobiegłam więc szybko do
sklepiku, koło mojego domu i kupiłam chipsy, colę, lody i nutellę. Potem podgrzałam makaron, usiadłam na kanapie przed telewizorem i włączyłam Harry’ego Pottera. Od szóstej
klasy, jestem straszną fanką tych książek i filmów.
Tata, jak się
okazało, wrócił dopiero po 22. Pojechał jeszcze odwiedzić Jessicę i do sklepu.
W sumie, ten
dzień nie był chyba taki zły...
----------------------------------------------------------------------------------------------------
* jak ja :)
** odpowiednik naszego polskiego, nie język obcy
*** moje wspomnienia ze starej szkoły
----------------------------------------------------------------------------------------------------
** odpowiednik naszego polskiego, nie język obcy
*** moje wspomnienia ze starej szkoły
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Długo nie było rozdziału. Tak, wiem, przepraszam. Po prostu miałam strasznego doła, którego musiałam leczyć mlekiem czekoladowym i ciastkami. To zawsze poprawia mi humor. :)
Do tego, założyłam sobie konto na stardoll. Tak, śmiejcie się, śmiejcie, ale stworzyłam sobie taką sexi postać, że już z 10 chłopaków do mnie zarywało na czacie. Z czego tylko jeden z polski. Z 3 z U.K, a reszta z USA. ^^
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. I komentujcie, proszę. :) Komentarzy jest na prawdę mało, a niedługo stuknie mi już 600 wyświetleń.
Tak więc, obiecuję, że taka sytuacja się już nie powtórzy, że przez prawie 2 tygodnie nie będzie rozdziału.
Dziś gramy z San Marino :( Pewnie będzie powtórka z piątkowego meczu z Ukrainą... A wy jaki wynik obstawiacie? Ciasteczkowy Potwór (nie, nie ja, ten prawdziwy) wywróżył:
:D Zdjęcie przerobione przez mua w paintcie >.< (zamiast San Marino, były Czechy :P ) ale kto by sie przejmował szczegółami :)
Ciasteczkowy Potwór
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. I komentujcie, proszę. :) Komentarzy jest na prawdę mało, a niedługo stuknie mi już 600 wyświetleń.
Tak więc, obiecuję, że taka sytuacja się już nie powtórzy, że przez prawie 2 tygodnie nie będzie rozdziału.
Dziś gramy z San Marino :( Pewnie będzie powtórka z piątkowego meczu z Ukrainą... A wy jaki wynik obstawiacie? Ciasteczkowy Potwór (nie, nie ja, ten prawdziwy) wywróżył:
:D Zdjęcie przerobione przez mua w paintcie >.< (zamiast San Marino, były Czechy :P ) ale kto by sie przejmował szczegółami :)
Ciasteczkowy Potwór
sobota, 16 marca 2013
Epoka Lodowcowa
A wy od jakich piosenek nie możecie się uwolnić? Piszcie, chętnie posłucham :)
Rozdział 2
2 września, wtorek
O 6:30 rozległ się dźwięk syreny alarmowej. Tak przynajmniej
mi się zdawało. W rzeczywistości był to mój budzik. Przez dwa miesiące
zapomniałam już, jak potwornie jest wstawać o tak nieludzkiej porze. To
przecież jeszcze noc! Prawie każdego ranka, zastanawiałam się, jak by to było,
gdybym miała zmieniacz czasu Hermiony. Mogłabym cofnąć się w czasie o kilka
godzin i je przespać. Ach, byłoby cudownie…
Mimo, że „spałam” prawie cały wczorajszy dzień, byłam
niewyobrażalnie zmęczona. „Spałam” w cudzysłowu, bo tak naprawdę leżałam i
zastanawiałam się nad swoim życiem. Fajnie, że spotkałam w nowej klasie starego
przyjaciela. Ale co mi to dało? Nie widzieliśmy się dobre 10 lat. Na pewno się
zmienił… Ja też się zmieniłam… Co jeśli okaże się tępym chu… no, powiedzmy że
chamem… Myślałam też o przedstawieniu
szkolnym. Może się zgłoszę? To zawsze było moje marzenie. Ciekawe co wystawiają?
Ale to uporczywe zatrzymywanie śniadania w żołądku podczas apelu…
W końcu udało mi się podnieść z łóżka. Pierwsze co zrobiłam,
to zeszłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Gdy tylko kofeina zaczęła
działać, pobiegłam na górę, do mojego pokoju się ubrać. Potem czesanie, szybki makijaż, ogarnięcie
(chociaż w niewielkim stopniu) burdelu w moim pokoju i mogłam iść do szkoły.
Gdy z Trish weszłyśmy do klasy, było już po dzwonku, ale
nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Cała klasa siedziała już na swoich miejscach.
Gdy weszłyśmy, nagle zapanowało milczenie. Wszyscy patrzyli na nas z
nienawiścią:
- O co im chodzi? - spytałam szeptem Trish
- Nie mam pojęcia… - odpowiedziała moja przyjaciółka, równie
zaskoczona. Ale ja już się chyba
domyśliłam. Spojrzałam na rudą, która siedziała w ostatniej ławce. Uśmiechała
się szyderczo. Jak psychopatyczny naukowiec w jakimś słabym filmie.
Usiadłam z Trish w
drugim końcu Sali, za Austinem i Dezem. Szturchnęłam blondyna.
- Ej, o co chodzi? – spytałam szeptem
- Nie wiesz? –zdziwił się
- Nie! – odpowiedziałam, chyba trochę za głośno, biorąc pod
uwagę to, że właśnie była lekcja.
- Nie byłyście wczoraj w Mall of Miami? – spytał z
niedowierzaniem
- Nie! – zaprzeczyłam.
- Czy ja się w końcu dowiem o co chodzi?! - zdenerwowała się
Trish. Z ust mi to wyjęła. Nie dowiedziałyśmy się jeszcze niczego. Ja jednak
wiedziałam, że zamieszana była w to ruda.
- Wiedziałem, że zmyśla – westchnął – Cece rozpowiada
wszystkim jak ją napadłyście w centrum, kazałyście przepraszać za tą awanturę
wczoraj w klasie…
-Zazdrosna? – Teraz ja uśmiechnęłam się szyderczo…
- Możliwe – przytaknął blondyn – ale czekaj, to nie wszystko
- O nie… - westchnęłam. Już się boję, co ta jędza wymyśliła
- Podobno groziłyście jej, że ma wszystko cofnąć, bo
zabijecie jej kota.. Wiem, to głupie. Nie mam pojęcia, czemu ludzie dali się na
to nabrać. – zaśmiał się. Ja też się roześmiałam. To najgłupsza groźba, jaką
można było wymyślić. No a tego zdarzenia wczoraj w klasie nie można chyba nawet
nazwać awanturą. W życiu nie pomyślałabym, że mogłabym się na kimś mścić, za
coś takiego. Niewiarygodne, co zazdrość może zrobić z ludźmi…
- A co niby miała cofnąć – spytała Trish Austina – przecież nic takiego nie mówiła…
Powiedziała: „I czemu się tak nimi interesujecie?” – sparodiowała głos
rudowłosej. Muszę przyznać, że całkiem nieźle– „Nie ma w nich nic niezwykłego!”
- Niby ośmieszyła was przed klasą, bo powiedziała, że nie ma
w was nic niezwykłego. A wy uważacie się
za lepszych od nas i nie jesteście godne znajomości z nami. –
odpowiedział blondyn. No to już było przegięcie! Wkurzyłam się. Nie godne
znajomości z tymi ludźmi? Chciało mi się śmiać. W czym niby byłyśmy od nich
lepsze? Chyba właśnie gorsze. Mieszkałyśmy na obrzeżu Miami, w dość biednej
dzielnicy. Przez rok uczęszczałyśmy do liceum, które później zbankrutowało,
więc łatwo można się domyślić, że poziom nie był tam powalający. Żadna z nas nie
była bogata. Moi rodzice byli rozwiedzieni. Tata prowadził sklep muzyczny, w
którym 2 razy w tygodniu musiałam mu pomagać. U Trish też się nie przelewało.
Jej mama pracowała w sklepie spożywczym, a tata niedawno stracił pracę. Był
prawnikiem, ale mimo że bardzo lubił ten zawód, nie był w nim wystarczając
dobry. Jego pensja ledwo wystarczała więc na podstawowe zapotrzebowania
rodziny. A na kino, ciuchy czy kosmetyki, Trish raczej nie dostawała wiele.
- To śmieszne – powiedziałam. Dalej wywiązała się gadka-szmatka,
a by odgadnąć jej treść, wystarczy przeczytać moje powyższe przemyślenia.
Dowiedziałyśmy się natomiast, że rodzice Austina prowadzą… sklep z materacami!
Kazał nam o tym nikomu nie mówić. Widocznie wstydzi się pracy swoich rodziców.
Nie wiedziałam czemu. Materace też ktoś musi przecież sprzedawać. No ale
wolałam nie wnikać. Chłopak bardzo zainteresował się jednak faktem, że mój
ojciec prowadzi sklep muzyczny. Pytał, czy mógłby wpaść do sklepu, w końcu jest
niedaleko od szkoły, a ja akurat miałam dziś dyżur. Chętnie się zgodziłam.
Tylko niech sobie nie myśli, że będzie sobie spokojnie siedział i oglądał
instrumenty! O nie! Wykorzystam go do ścierania kurzy, układania płyt itd.
Trish już wie, jak kończy się przychodzenie do sklepu i raczej się tam nie pojawia.
Ja jednak czasem bardzo lubię się tam zaszywać. Mam na górze mały pokoik, który
kiedyś służył za magazyn. Stoi w nim pianino i kilka foteli. To taki mój
osobisty kącik. Miejsce całkowicie niedostępne dla zwykłych śmiertelników.
Często zamykam się tam na kilka godzin i piszę piosenki. I tak nigdy ich nikomu
nie pokażę, więc w sumie jest to trochę bezsensu. Ale to mnie odstresowuje.
Czuję się wtedy lepiej.
Pogrążona w swoich myślach, nawet nie zauważyłam, kiedy
lekcja dobiegła końca. Ocknęłam się dopiero, gdy Trish szepnęła mi do ucha: Zaczekaj, trzeba to wszystko wyjaśnić.
Gdy tylko nauczyciel wyszedł z sali zamknęła za nim drzwi i stanęła na środku
klasy (wspomniałam już, że zazdroszczę jej tej pewności siebie?). Uczniowie
jeszcze się pakowali, ale po kolei odwracali z zaciekawieniem głowy w jej
stronę. Ona cierpliwie czekała. W końcu, gdy wszyscy już zwrócili się w jej
stronę, zaczęła mówić:
- Słuchajcie. Wiem co teraz sobie o nas myślicie. Ale to nie
prawda. Nie rozumiem, jak mogliście uwierzyć w tak idiotyczną plotkę, jak
rozpuściła CeCe? Przecież to się nie trzyma kupy – klasa milczała. – Groźba, że
zabijemy jej kota? Błagam! Śmiać mi się chciało, kiedy o tym usłyszałam. –
dalej cisza ze strony klasy. Ha! Ugięli się pod poziomem jej argumentów!, jak
to powiedział kiedyś Kolorowy– I to, że „czujemy się lepsze”. Z jakiej racji?
Żadna z nas, nie wygląda jak Miss World, ani nie jest bogata. Mieszkamy w
biednej dzielnicy, na obrzeżach Miami. Chodziłyśmy do liceum, w którym poziom
naprawdę był dość niski. W toaletach czuć było zapach marihuany i papierosów.
Miałybyśmy być z tego dumne? – dało się słyszeć szmer poruszenia w klasie. CeCe
patrzyła natomiast na moją przyjaciółkę z nienawiścią. Następnie spojrzała się
na mnie, z jej spojrzenia można było wyczytać: To jeszcze nie koniec. Zemsta będzie słodka. Zaczęłam się bać. W
tej chwili jednak Trish zakończyła swoje przemówienie, podeszła do naszej
ławki, wzięła swoją torbę i pociągnęła mnie za rękę w kierunku drzwi.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Klasa nie patrzyła już na
nas tak nienawistnie (no, może oprócz rudej jędzy), jednak dalej większość
uczniów się do nas nie odzywało.
***
Po lekcjach, tak jak planowaliśmy, ja i Austin ruszyliśmy w
stronę Sonic Boom’a. Tak właśnie nazywał się sklep mojego taty. Trish nie mogła
z nami pójść, Dez również. Wietrzyłam w tym jakiś podstęp, ale wolałam nie
wiedzieć, o co chodzi. Po drodze rozmawialiśmy o nic nie znaczących rzeczach. W
pewnym momencie chłopak chwycił mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to. W sumie
nie zwróciłam na to uwagi. Przed samym sklepem jednak puściłam jego dłoń, żeby
tata nie wysunął przypadkiem błędnych wniosków. W środku było dość pusto.
Kręciło się tylko paru klientów.
- Cześć tato! – zawołałam
- Cześć córciu! – odpowiedział. Potem przyjrzał się
Austinowi i uśmiechnął się.
- Widzę, że kogoś przyprowadziłaś – powiedział, wyraźnie
zaciekawiony
-Tato, to jest Austin. Znajomy z klasy. – przedstawiłam
chłopaka
- Dzień Dobry! –przywitał się chłopak
- Cześć! – odpowiedział tata i posłał mi spojrzenie mówiące:
to twój chłopak, prawda? Spiorunowałam
go wzrokiem.
- No dobrze, ja muszę lecieć. Pa dzieciaki! – pożegnał nas
wesoło
- Pa tato! –powiedziałam
- Do widzenia. – odpowiedział Austin
No i zostaliśmy sami. No, nie licząc kilku klientów, których
szybko obsłużyłam. Postanowiłam odpuścić dziś wyjątkowo chłopakowi. Wyjątkowo.
Następnym razem nie będę taka litościwa. Chłopak w tym czasie oglądał
instrumenty, przeglądał płyty i bóg wie co jeszcze. W pewnym momencie usłyszałam
za sobą jakiś huk. Wolałam się nie odwracać, dopiero jakieś 20 minut później
dyskretnie skontrolowałam sytuację, by ocenić szkody, ale wszystko było w
porządku. Potem pogadaliśmy o jakimś wyjątkowo nudnym filmie, który leciał
wczoraj w telewizji. Uznając, że już i tak nikt nie przyjdzie, zamknęłam sklep
pół godziny wcześniej i poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Austina od razu
zainteresowało pianino. Usiadł i zaczął coś grać. Przysiadłam się obok. Później
on zaczął przeglądać nuty, które były tam porzucone.
- O nie! – wyrwałam mu kartkę z tekstem jednej z moich
piosenek.
- Czekaj, czekaj. –uspokoił mnie – To jest niezłe. –
próbował odebrać mi kartkę. W końcu mu się udało i spróbował zagrzać melodię.
- To powinno być szybsze. – stwierdził. Spróbował zagrać i
po chwili zaśpiewał:
They wanna know, know, know
Your name, name, name
They want the girl, girl, girl
With game, game, game
And when they look, look, look
Your way, way, way
You gotta make, make, make ‘em do a double take
Muszę przyznać, że był całkiem niezły.
-No, nieźle. – pochwaliłam go - Ale chyba powinno być raczej
tak: zagrałam fragment.
- Tak, masz rację – przytaknął. W tej chwili spojrzałam na
zegar wiszący na ścianie. Było już po 21. Austin też się zdziwił, że to już ta
godzina. Szybko się pożegnaliśmy i on pobiegł do domu, a ja na przystanek. O
dziwo, tata wcale nie był na mnie zły, że tak późno wróciłam. Lekcji jeszcze
nam przecież nie zadano, wszystkie lekcje polegały zazwyczaj na omawianiu
„wymagań programowych” itd. Tata wypytywał mnie za to o nauczycieli. Nie
mówiłam mu oczywiście o nieogarniętym panu Hale, od biologii, na którego
lekcjach wszyscy robili co chcieli, a on i tak nic nie zauważał. Opowiedziałam
natomiast o okrutnej nauczycielce matmy, pani Green, której boi się cała szkoła, ponieważ jest po prostu ogromna i bardzo
silna. (po szkole krąży plotka, że kiedyś była sławną zapaśniczką, ale na ile
jest prawdziwa, tego nie wiem… ) Potem wzięłam szybki prysznic i położyłam się
do łóżka. Wtedy zauważyłam, że dzwoniła do mnie Trish. 15 razy… Napisałam więc tylko SMS-a: O co chodzi? Odpowiedź była
natychmiastowa: Jak z Austinem? Powinnam
o czymś wiedzieć? Pocałował cię? Zmieniasz status na fb? Jak nie masz czasu, to
mogę zrobić to za cb. Wiesz, że znam twoje hasło. Nie mam pojęcia, jakim
cudem udało jej się tak szybko wystukać tak długi tekst. Odpowiedziałam: Nie, nic takiego się nie stało. Opowiem ci
jutro. Pa.
Potem położyłam się do łóżka. Zasnęłam natychmiast, mimo, że
byłam naprawdę zdenerwowana. W moim życiu tyle się zmieniło, w tak krótkim
czasie. Jednak po wczorajszej nieprzespanej nocy byłam tak zmęczona, że mój
mózg nie mógł już dłużej walczyć ze zmęczeniem.
czwartek, 14 marca 2013
Ogłoszenia
Po pierwsze, zakładając tego bloga, nie spodziewałam się, że dobiję do ponad 100 wyświetleń w ciągu 3 dni! Dziękuję Wam bardzo! :*
Po drugie, kilka osób pyta mnie, kiedy będzie kolejny rozdział. Obiecywałam dzisiaj, jednak niestety coś mi wypadło i nie dam rady go dziś napisać. Muszę jeszcze napisać charakterystykę Alcybiadesa (omawiamy na polskim "Sposób na Alcybiadesa" ) Na szczęście jest internet, w którym są miliardy takich prac. :D Tylko nic nie mówcie mojej mamie! :P Rozdział na pewno będzie jutro, chyba, że coś mi wypadnie, ale wątpię. Tak więc proszę o wyrozumiałość i cierpliwość :)
Na koniec reklama bardzo fajnego bloga, prowadzonego przez moje koleżanki: http://sercazmarcepanu.blogspot.com/
Odwiedźcie proszę, tylko nie mówcie, że ode mnie jesteście, bo będę miała w szkole opierdziel, że nie wierzę w powodzenie ich bloga >.<
Ciasteczkowy :)
środa, 13 marca 2013
Rozdział 1
1 września
No i się zaczęło… Pierwszy dzień szkoły… Niby co roku to
przechodziłam, ale tym razem było jeszcze gorzej… W czerwcu podjęto decyzję o
likwidacji naszego liceum i w tym roku uczniów przeniesiono do innych szkół.
Ponieważ ja i moja przyjaciółka Patricia –znana szerzej jako Trish-
mieszkałyśmy dość daleko od szkoły trafiłyśmy jako jedyne do Miami High School.* Dzięki bogu, szkoła postanowiła umieścić
nas w jednej klasie**. Gdyby nie to, pewnie nie dałabym się dziś
wyciągnąć z łóżka. Ubierając się, jak zwykle na różne szkolne uroczystości, w
moją ulubioną czarną sukienkę, cała się trzęsłam ze strachu. Nie wiedziałam,
jak ci ludzie mnie przyjmą, przecież nikogo tam nie znałam. Tak samo czułam
się, gdy szłam na przystanek, gdzie miałam się spotkać z Trish.
-Cześć Ally!- zawołała, gdy tylko wyszłam zza rogu.
Tak, to ja… Allyson Dawson, w skrócie Ally. Niska brunetka o
czarnych oczach. Bardzo nieśmiała i „zamknięta w sobie”, jak to określił kiedyś
szkolny psycholog.
-Cześć Trish!- odpowiedziałam – Jak było w Hiszpanii? – Nie
widziałyśmy się przez dwa tygodnie. Moja przyjaciółka wyjechała do swojej
ciotki, do Europy
-Super!- odpowiedziała z entuzjazmem i zaczęła gadać jak
nakręcona. Było mi to na rękę, bo w miarę, jak nasz autobus zbliżał się do
Miami High School, mój żołądek coraz bardziej kurczył się ze strachu i nie
mogłam wyksztusić słowa. W końcu zatrzymałyśmy się na przystanku i wysiadłyśmy
z autobusu. Miami High School okazało się być gigantycznym budynkiem z wielkim
boiskiem sportowym (świetnie! Już widzę siebie jutro na lekcji wf-u. Nie ma to
jak upokorzenie pierwszego dnia szkoły…) Dookoła widziałam ludzi, którzy
spoglądali na mnie i Trish, szeptali między sobą, wskazywali palcami.
-Ale kulturalni…- mruknęła Trish, gdy obok nas przeszło
dwóch gości, bardzo ostentacyjnie wskazując nas palcami i coś szepcząc. Zdaję
się, że usłyszałam słowo: ŁÓŻKO. No cóż, chyba trzeba będzie się po prostu
przyzwyczaić…
***
Oczywiście najpierw odbył się uroczysty apel. Powitanie
uczniów, występ chóru, no i pół godzinna przemowa dyrektorki, na której wszyscy
prawie posnęli. Na koniec ogłoszenia: nabór do drużyn sportowych (o nie! To nie
dla mnie. Oszczędzam sobie upokorzeń, kiedy tylko jest to możliwe), zespołu
cherleederek (nie, to też odpada… Pewnie spadłabym z samego szczytu „ludzkiej
piramidy”) i szkolny teatr. Zawsze marzyłam, żeby zagrać jakimś przedstawieniu, ale robiło mi się nie
dobrze, za każdym razem, kiedy wychodziłam na scenę. Pozostawało mi więc tylko
siedzieć na widowni i marzyć, że może kiedyś odważę się pójść na przesłuchanie.
Przyjaciele zawsze powtarzali mi, że mam talent, że powinnam go jakoś rozwijać,
ale za bardzo się bałam. Gdy tak rozmyślałam, uroczystość prawie dobiegła
końca. W pewnym momencie usłyszałam jeszcze słowa dyrektorki:
-W tym roku doszły do naszej szkoły dwie nowe uczennice. Mam
nadzieję, że ciepło je przywitacie. Allyson Dawson i Patricia Maria de la Rosa.
Prosimy na scenę.
-cholera… -
pomyślałam.
-No chodź!- Trish pociągnęła mnie za rękę. Zawsze
zazdrościłam jej tej pewności siebie. Niepewnie wdrapałam się na podest.
Poczułam, że moje śniadanie chciałoby znów ujrzeć światło dzienne. Czułam się,
jakbym stała nie przed szkołą, lecz przed całym Miami… Dyrektorka mówiła
jeszcze chwilę, że ma nadzieję, że uczniowie „pomogę nam się odnaleźć w nowej
szkole” i takie tam. Ja jednak jej nie słuchałam. Całą siłą woli skupiałam się
na tym, by nie zwymiotować. W końcu, bardzo blada i przerażona, mogłam zejść ze
sceny. Miałam nadzieję, że się nie przewrócę. Po jaką cholerę ja wkładałam te
szpilki? Oczywiście zaraz, gdy koło mnie przeszedł jakiś chłopak, przypomniałam
sobie, dlaczego. Bez obcasów nie sięgałabym mu chyba nawet do ramienia… Ale
taki już widać mój los…
-No i co? Nie było tak strasznie!- Zagadnęła wesoło Trish.
-Było koszmarnie…- mruknęłam
-Oj, nie przesadzaj- zaśmiała się Trish.- Przynajmniej nie
zemdlałaś.- Spiorunowałam ją wzrokiem. Po co ciągle przypomina mi to wydarzenie
z podstawówki? (W trzeciej klasie, gdy miałam wyrecytować jakiś wiersz na
apelu, zemdlałam, gdy wyszłam na scenę. A podobno wspomnienia to fajna rzecz.
Cóż, może, ale na pewno nie to. )
Ok, Ally –pomyślałam-
Teraz trzeba tylko odnaleźć właściwą
klasę, trochę fałszywie się pouśmiechać, poudawać, że polubiłam tych ludzi i możemy
iść do domu…
Po około 5 minutach poszukiwań w końcu znalazłyśmy salę nr.
23(trudno uwierzyć, ale w całej szkole nie było ani jednego planu!). Wszyscy
uczniowie już tam byli. Gdy tylko przestąpiłyśmy próg klasy, obskoczyli nas i
zaczęli gadać jak się nazywają (oczywiście zapamiętałam z tego jakieś 15%.
Miałam nadzieję, że Trish pamięta więcej, żeby później nie było wtopy.), kto
kim jest w klasie, gdzie kto siedzi itd.*** Rozglądałam się po klasie, i chyba
go zauważyłam. Nie… to nie mógł być on… Chociaż może… Nie widzieliśmy się jakieś
10 lat. Zaczęłam mu się przyglądać. Muszę przyznać, że wyrósł na całkiem
przystojnego faceta (oczywiście przyjmując, że to on), ale dalej ,miał tak samo
jasne blond włosy. Takie rzeczy się nie zmieniają, choćby minęło ze 20 lat…
Szturchnęłam Trish i wskazałam na nieznajomego. Chyba też pomyślała, że to może
być on, bo zaczęła się mu przyglądać. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.
Gdy tak niemo rozważałyśmy, tajemniczy blondyn sam nam się przedstawił.
-Siema! Jestem Austin! – To na pewno on! Chłopiec, z którym
kiedyś bawiłyśmy się z Trish w piaskownicy. Później on przeprowadził się do
innej dzielnicy i przestałyśmy go widywać.
-Cześć!- odpowiedziałam – Chyba się znamy…
- Też tak pomyślałem – uśmiechnął się
- A mnie pamiętasz? - spytała z nadzieją moja przyjaciółka
- Pewnie! Cześć Trish! – odpowiedział blondyn
Rozmawialiśmy chwilę, aż w pewnym momencie Austin kogoś
zawołał. Podszedł do nas wysoki rudzielec.
- Dziewczyny, to mój kumpel Dez –powiedział
- Cześć! – Przywitałyśmy się. W tej chwili jednak klasa
zorientowała się, że od kilku minut rozmawiamy z jedną osobą i postanowiła nas
jeszcze trochę podręczyć. Wtedy pod tablicą stanęła ruda dziewczyna. Była
jedyną, która nas przedtem nie „atakowała”. Chwilę patrzy na zbiegowisko na
środku klasy, a potem prychnęła:
- Czemu tak się nimi podniecacie?! Przecież nie ma w nich
nic niezwykłego! Są nowe, i tyle!
- Zazdrościsz im CeCe? Chwilę nie interesujemy się tobą,
więc się załamałaś. – Ktoś krzyknął. Wszyscy się roześmiali. Ruda nawet się nie
zawstydziła.
- Tobą nikt się nigdy nie interesuje, więc nie wiesz, jak to
może wyglądać – odgryzła się. Kolejny śmiech klasy
- CeCe ma rację. Zostawcie już dziewczyny – to był nasz
wychowawca, Pan Stewart, który przed chwilą wszedł do klasy.
Gdy uczniowie go zobaczyli, szybko usiedli na swoich
miejscach. Miałam złe przeczucie, że okaże się bardzo surowy, ale jak się
okazało, było ono błędne. Okazał się naprawdę miłym człowiekiem. Uczył muzyki i
informatyki (świetnie! Kocham muzykę!). Szybko przekazał nam plany lekcji,
przeczytał kilka ogłoszeń i mogliśmy wracać do domów. Nie marzyłam już o niczym
innym, jak położyć się do łóżka i przespać cały dzień. Razem z Trish szybko
pożegnałyśmy się z całą klasą i wróciłyśmy do domów.
Gdy tylko weszłam do swojego pokoju zaraz przebrałam się w
piżamę i położyłam do łóżka. Weszłam jeszcze tylko na Facebooka. 24 zaproszenia
do znajomych… Szybko…
*nie wiem czy taka szkoła istnieje, wymyśliłam ją na
potrzeby opowiadania
**wiem, że w USA nie ma podziału na klasy, ale uznajmy, że w
tej mojej wymyślonej szkole jest :)
***Moje prawdziwe przeżycie z pierwszego dnia w nowej szkole
:P
______________________________________
Jeszcze szybkie ogłoszenia parafialne:
1)Przepraszam za błędy. Nie mam czasu czytać rozdziału jeszcze raz.
2)Nie wiem, jak często będę dodawać rozdziały. Będę się starać, żeby nie było ich mniej niż 2 w tygodniu
3)Wiem, że dialog jest trochę dziwny, ale zawsze miałam problemy z ich pisaniem. :/
4)W piątek pobawię się trochę z grafiką, żeby było ładniej ^^
5) Nie wiem, czy rozdział nie jest za długi. Wyszły mi 3 strony w Wordzie, więc dajcie znać, czy chcecie dłuższe czy krótsze :)
~Ciasteczkowy Potwór
wtorek, 12 marca 2013
Siema! :D
Jestem Ciasteczkowy Potwór, a właściwie to Karola :)
Mam 12 lat i w tym roku piszę egzamin szóstoklasisty! D: HELP!
Wracając jednak do tematu bloga: wiele osób teraz zakłada blogi, na których pisze własne historie, zapożyczając postacie z filmów lub seriali. Ja wybrałam tą drugą opcję. Seriale. Zapewne domyślacie się już, jaki serial wybrałam ^^ Pojawią się tu też postacie z innych seriali DC, oraz takie, które sama wymyśliłam.
Na wstępie chciałabym jeszcze zaznaczyć, że nie jestem normalną dziewczyną, więc czasami możecie nie wytrzymywać ze mną psychicznie. :P
Chciałabym też podziękować blogerce, która nieświadomie mnie zainspirowała. To Panna Mika. oto jej blog: http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com Jest świetny, ale ma na prawdę mało wyświetleń, biorąc pod uwagę poziom.
Pierwszy rozdział pojawi się już dosłownie za kilka minut. Będę się starała, by każdy z nich był jakby kolejnym dniem, ale nie wiem jak to będzie.
Mam nadzieję, że blog się wam spodoba :)
Ciasteczkowy Potwór
Mam 12 lat i w tym roku piszę egzamin szóstoklasisty! D: HELP!
Wracając jednak do tematu bloga: wiele osób teraz zakłada blogi, na których pisze własne historie, zapożyczając postacie z filmów lub seriali. Ja wybrałam tą drugą opcję. Seriale. Zapewne domyślacie się już, jaki serial wybrałam ^^ Pojawią się tu też postacie z innych seriali DC, oraz takie, które sama wymyśliłam.
Na wstępie chciałabym jeszcze zaznaczyć, że nie jestem normalną dziewczyną, więc czasami możecie nie wytrzymywać ze mną psychicznie. :P
Chciałabym też podziękować blogerce, która nieświadomie mnie zainspirowała. To Panna Mika. oto jej blog: http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com Jest świetny, ale ma na prawdę mało wyświetleń, biorąc pod uwagę poziom.
Pierwszy rozdział pojawi się już dosłownie za kilka minut. Będę się starała, by każdy z nich był jakby kolejnym dniem, ale nie wiem jak to będzie.
Mam nadzieję, że blog się wam spodoba :)
Ciasteczkowy Potwór
Subskrybuj:
Posty (Atom)